Artykuły z kategorii Polityka

Królowa Elżbieta i rola monarchii

„Oświadczam przed wami wszystkimi, że całe moje życie, niezależnie czy długie, czy krótkie, będzie poświęcone służeniu wam”. To były słowa zobowiązania ówczesnej księżniczki Elżbiety, zanim została królową. Obecnie jest pierwszym brytyjskim monarchą, który obchodzi Platynowy Jubileusz, w tym miesiącu celebrujemy jej siedemdziesięciolecie służby dla narodu brytyjskiego. Królowa Elżbieta jest przykładem, jak wytrwać przy obietnicach i pełnić swoją funkcję z niezachwianym oddaniem, nawet w czasach napotkanych trudności. Przez siedem dekad ta drobna, lecz silnej postury dama rządziła Wielką Brytanią, opanowując kontrasty między tęsknotą za imperium a nowoczesną wielokulturowością. Wykazała się wielkim opanowaniem, kiedy intymne i wstydliwe szczegóły dotyczące jej rodziny obiegły światowe media.

Sześciu na dziesięciu Brytyjczyków (62%) uważa, że w przyszłości Wielka Brytania powinna nadal posiadać monarchię – wynika z najnowszego sondażu przeprowadzonego przez YouGov. Przeważająca większość, osiem na dziesięć osób (81%), ma pozytywną opinię o królowej, podczas gdy Harry i Meghan Merkle należą do najmniej popularnych, nie wliczając opini młodszych pokoleń, które mają o nich bardziej pozytywne zdanie. Jednocześnie młodzi ludzie mają więcej wątpliwości co do znaczenia monarchii w Wielkiej Brytanii. Zaledwie 33% osób w wieku od 18 do 24 lat uważa, że monarchia powinna nadal istnieć.

Pomimo pytań dotyczących przywilejów i sprawiedliwości monarchii, nie ma w Wielkiej Brytanii instytucji bardziej stabilnej niż korona, więc ogólnie rzecz biorąc, naród więcej zyskuje na jej istnieniu niż traci. Mając 96 lat, choć wykazuje fizyczną słabość, królowa zapewnia stabilność w burzliwym świecie współczesnych społeczeństw. Nie znam drugiego takiego przywódcy jak ona – kobiety, która z niezrównanym zaangażowaniem uznaje i przyjmuje potęgę swojej roli, działa z determinacją i niezłomną wolą, i dokładnie wie, jak działać, by zapewnić światu potrzebny stopień stabilności.

Przyjmuje gości, bierze udział w ceremoniach, a nawet jeździ na polowania do Szkocji – nie dla własnej przyjemności, ale jako część protokołu królewskiego. Brawo dla niej. Wydaje się, że Elżbieta II jest ostatnią królową w swoim rodzaju. Czas płynie, a potomkowie korony emanują próżnością, co jest nieodpowiednie dla przyszłych monarchów. Prawdziwi królowie i królowe nie mogą działać zgodnie ze swoją prywatną wolą, pragnieniami i przeczuciami, ale zgodnie z tym, co jest pożądane w ich roli.

W świecie, w którym wszystko wydaje się zmierzać ku upadkowi, koncepcja króla, królestwa, przywódcy, który stoi na czele, powinna dawać nadzieję i przykłady, jak przetrwać na burzliwej politycznej arenie międzynarodowej. Dlatego nie sądzę, aby nadszedł czas, kiedy można będzie wyeliminować związek monarchii brytyjskiej z Kanadą, Australią i mniejszymi krajami Wspólnoty Narodów. Rodziny królewskie pełnią rolę państwowego symbolu narodu i muszą służyć masom, aby zapewnić stabilność i siłę społeczeństw. Podobnie jak królestwo w przyrodzie, dynastie królów są trwałym, stabilnym i niezmiennym czynnikiem, który niczym nić łączy okresy czasu i pokolenia. Tak jak w przyrodzie panuje hierarchia, tak w społeczeństwie ludzkim monarchia powinna stanowić prawidłową formę rządów i więzi, tak bardzo potrzebną we współczesnych czasach.

Źródło: https://bit.ly/3yB7HD4


Globalizacja wymaga pilnej naprawy

W wywiadzie dla CBS News z 8 marca 2009 roku, w czasie kryzysu finansowego, który stał się znany jako Wielka Recesja, ówczesny ekonomista Wachovia Corp. Mark Vitner powiedział, że rozplątanie splątanych gospodarek świata jest „jak próba zrobienia jajek z jajecznicy. Nie jest to prosta sprawa. Nie wiem, czy w ogóle da się to zrobić”. Od tamtego czasu staliśmy się jeszcze bardziej uwikłani. Niemniej jednak rozwijający się kryzys żywnościowy spowodowany wojną rosyjsko-ukraińską, kryzys półprzewodników i opóźnienia w dostawach spowodowane pandemią oraz rosnące napięcia międzynarodowe sprawiły, że kwestia deglobalizacji powróciła.

Na zakończonym w ubiegłym tygodniu spotkaniu Światowego Forum Ekonomicznego (WEF), które odbyło się w 2022 roku, deglobalizacja ponownie stała się głównym tematem. Financial Times donosił w jednym z artykułów, że „trzydziestoletnia era globalizacji może się cofnąć, jak twierdzą dyrektorzy firm i inwestorzy”, a w innym artykule dowodził, że „postęp technologiczny sugeruje, że odwrót od globalizacji może przynieść zarówno korzyści, jak i wyzwania”.

Zgadzam się ze spostrzeżeniem Vitnera, że deglobalizacja gospodarki światowej jest niemożliwa. Nie da się tego zrobić ani teraz, ani nigdy, a w przyszłości będzie ona jeszcze bardziej zakodowana niż dziś. Jednak – i dlatego ekonomiści rozważają pomysł zerwania więzów między gospodarkami światowymi – globalizacja pogłębia problemy świata, ponieważ opiera się na tak negatywnych relacjach, że powinniśmy zatrzymać jej postęp i zaprzestać działań na jej rzecz, dopóki nie wprowadzimy bardziej pozytywnych zasad dla wszystkich zainteresowanych.

Obecnie odnosimy się do naszych relacji ekonomicznych w taki sam sposób, w jaki odnosimy się do wszystkich innych relacji: pod kątem wyzysku. Bez uświadomienia sobie, że gospodarka zaspokaja nasze najbardziej podstawowe potrzeby, a zatem nie powinna być traktowana jako środek do wykorzystywania i deptania innych ludzi, gospodarka światowa będzie nadal zwalniać, a niedobory żywności i gazu będą się nasilać.

Paraliż ten doprowadzi do klęski głodu w wielu krajach i poważnych niedoborów podstawowych produktów w wielu innych. W rezultacie konflikty staną się gwałtowne, wybuchną wojny, a życie powróci do warunków XIX-wiecznych. Nie możemy sobie pozwolić na złe traktowanie siebie nawzajem w kwestiach ekonomicznych. Jeszcze bardziej frustrujące jest to, że niedobory nie są rzeczywiste, lecz wynikają z niechęci narodów do zaopatrywania innych krajów w niezbędne produkty. Jeśli zmienimy nasze nastawienie do siebie nawzajem, odkryjemy, że mamy już wszystkiego pod dostatkiem i nie będzie żadnych niedoborów.

Dzięki globalizacji małe kraje, takie jak Singapur, Izrael, niektóre państwa arabskie w Zatoce Perskiej, kraje europejskie o małej liczbie ludności i małe wyspy mogą prosperować pomimo swojego niedużego rozmiaru. Importują to, czego potrzebują, czyli większość rzeczy i eksportują unikalne produkty lub technologie, a także żyją z turystyki. Jednak przy braku rozległych i konstruktywnych więzi między krajami i narodami takie kraje nie będą w stanie same się utrzymać i po prostu znikną.

Mimo chęci nie będziemy w stanie przestać być zależni od siebie nawzajem. Może nam się wydawać, że możemy i dlatego deglobalizacja była tematem dyskusji na WEF, ale nie będziemy w stanie tego zrobić. W ten czy inny sposób będziemy musieli poprawić nasze relacje i zaprzestać prób umniejszania i poniżania się nawzajem. Przekonamy się, że nawet takie próby, jak te podejmowane obecnie, wyrządzają ogromne szkody wszystkim, także nam samym.

Nie da się przejść przez tę zmianę bez pewnego poziomu bólu. Ból jest jedynym bodźcem do zmiany. Mam jednak nadzieję, że będziemy wystarczająco mądrzy, aby szybko na niego zareagować, tak aby poziom bólu, który musimy znieść, nie pociągnął za sobą trzeciej, nuklearnej wojny światowej. Naturalna ewolucja doprowadziła nas do połączenia między ludźmi, a natura nie zawróci na tej drodze. Dlatego jedyne, co możemy zrobić, to starać się iść naprzód w sposób przyjemny, a nie bolesny.

Jeśli poświęcimy wysiłki na uczenie się o naszej współzależności i konieczności pozytywnej współpracy, możemy odwrócić negatywną tendencję i zagrożenie wojną. Zamiast tego będziemy postępować w kierunku globalizacji w sposób pokojowy, z korzyścią dla wszystkich i w sposób, który rzeczywiście zaspokoi wszystkie nasze potrzeby.

Źródło: https://bit.ly/3QlSpKF


Mimo bojowego tonu, wojna atomowa mało prawdopodobna

W poniedziałek sekretarz stanu Antony Blinken i sekretarz obrony Lloyd Austin po spotkaniu z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim uczestniczyli w konferencji prasowej w Polsce. Po raz pierwszy USA przyznały, że ich prawdziwym celem jest nie tyle ratowanie Ukrainy, co osłabienie Rosji. Austin powiedział: „Chcemy, aby Rosja została osłabiona do tego stopnia, aby nie mogła robić takich rzeczy, jakie robiła do tej pory, najeżdżając Ukrainę”. Dodał również, że Rosja „straciła już wiele zasobów wojskowych. …I chcemy, aby nie miała możliwości szybkiego odbudowania militarnego potencjału”.

Następnego dnia Austin poprowadził w Niemczech forum z udziałem przedstawicieli prawie czterdziestu państw. Na forum tym „rząd niemiecki (…) zgodził się dostarczyć Ukrainie 50 systemów przeciwlotniczych Gepard”. Rząd brytyjski również zgodził się dostarczyć Ukrainie systemy przeciwlotnicze, a Kanada zaoferowała osiem pojazdów pancernych”. Ponadto, zgodnie z oświadczeniem Departamentu Obrony, „podjęto decyzję o przedłużeniu forum, aby można było wykonać więcej pracy. W przyszłości, powiedział Austin, będzie istniała comiesięczna 'grupa kontaktowa’ w celu dalszego omawiania najlepszych sposobów pomocy Ukrainie. Grupa kontaktowa będzie narzędziem dla narodów dobrej woli, aby zintensyfikować dotychczasowe wysiłki, skoordynować naszą pomoc i skupić się na wygraniu dzisiejszej walki i przyszłych zmagań” – podsumował Austin.

Według „The Wall Street Journal”, w odpowiedzi na amerykańskie posunięcia, czołowy dyplomata Rosji, minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow, powiedział, że „Zachód jest pośrednio zaangażowany w wojnę z jego krajem, co może przerodzić się w globalny konflikt z użyciem broni jądrowej. Ryzyko jest poważne i realne. Nie należy go lekceważyć’ – powiedział Ławrow w wywiadzie dla rosyjskiej telewizji państwowej.

Pomimo bojowego tonu i rosnących napięć, nie uważam, aby wojna światowa była nieuchronna lub aby konfrontacja nuklearna wchodziła w grę. W końcu Rosjanie również rozumieją, że użycie broni jądrowej prowadzi do sytuacji, z której nie będzie odwrotu. Taki scenariusz może doprowadzić do tragicznych zniszczeń, z których nie będą w stanie się podnieść.

Ponadto, biorąc pod uwagę fakt, że Rosja składa się z niezliczonej liczby narodów żyjących pod panowaniem Moskwy w razie jej upadku, całe państwo rozpadłaby się i niewiele by po nim zostało. Nie sądzę, aby Rosja zdecydowała się obrać ten kierunek.

Co więcej, nawet jeśli Rosja użyłaby lub próbowała użyć broni jądrowej, przekonałaby się, że obiecuje więcej, niż może dostarczyć. Może ona zdewastować całe miasta, a nawet cały kraj, ale jest to broń nieposkromiona i nie do opanowania. Dlatego nie sądzę, aby to pomogło Rosji przeciwstawić się NATO.

Może się zdarzyć, że Rosja ustawi swoje siły na granicach Ukrainy i będzie utrzymywać napięcie między obydwoma krajami. W ten sposób nie dojdzie do aktywnej wojny, ale raczej do stałego napięcia między tymi dwoma krajami, na czym skorzystają USA i Europa.

Po zakończeniu tego konfliktu myślę, że w regionie zapanuje większa równowaga. Może to być straszna cena, ale dla świata napięta równowaga między Rosją a Ukrainą jest w tej chwili najlepszym możliwym rozwiązaniem. Osłabi to oba kraje i po ustąpieniu aktywnych działań wojennych doprowadzi do większej równowagi na świecie. Mam nadzieję, że w końcu strony będą zbyt zmęczone, by dalej walczyć, a zmęczenie zmusi je do znalezienia drogi do pokoju.

Źródło: https://bit.ly/3wdTX1d


Chiński lampart zeskoczył z drzewa

Chiny często zachowują się jak lampart, który siedzi na drzewie i czeka na odpowiedni moment, aby skoczyć na swoją ofiarę. W przeciąganiu liny między Rosją a USA o inwazję Rosji na Ukrainę Chiny nie stanęły po żadnej stronie. Aż do niedawna, kiedy to ogłosiły, że nie przyłączą się do sankcji wobec Rosji i promowały „największą w historii umowę na dostawy gazu ziemnego” z rosyjskim eksporterem Gazpromem.

Jednocześnie Chiny bezpośrednio groziły USA w związku z ich próbami rozzuchwalania Tajwanu. Dwukrotnie Chiny wystosowały do USA obraźliwe, wręcz wulgarne ostrzeżenia. Przy pierwszej okazji powiedziały: „Musimy surowo ostrzec Stany Zjednoczone, że kto igra z ogniem, sam się spali. Jeśli w kwestii Tajwanu będą stosować taktykę „odkrawania krok po kroku „, to ich palce zostaną odcięte”. Przy innej okazji chiński urzędnik stwierdził: „Jeśli USA chcą ośmielić „niepodległość Tajwanu” (…), zapłacą wysoką cenę za swój awanturniczy czyn. Jeśli Stany Zjednoczone będą próbowały zastraszyć Chiny i wywrzeć na nich presję (…), tak zwane militarne odstraszanie [armii amerykańskiej] zostanie obrócone w stos złomu”.

Na pierwszy rzut oka wygląda na to, że Chiny rzeczywiście opowiedziały się po jednej stronie. Nie wyciągałbym jednak przedwczesnych wniosków. Jak lampart, są bardzo sprytne. Moim zdaniem przyłączyły się do strony, którą tak naprawdę chcą osłabić. Pomimo zuchwałych zapowiedzi, rząd chiński nie ma żadnego interesu w walce z Ameryką. Chiny są zbyt zależne od amerykańskiej siły nabywczej, aby ryzykować wojnę z Ameryką. Zrobią wiele, aby uniknąć konfliktu zbrojnego z USA.

W przypadku Rosji sytuacja jest inna. Chiny mają na oku ogromne, bogate w rudę i ropę, prawie puste tereny rozciągające się od Syberii po Ural – obszar kilkakrotnie większy niż same Chiny. Przy obecnej sile Rosji, Chiny nie są w stanie jej podbić. Jeśli jednak Rosja stałaby się słaba i wyczerpana, Chinom byłoby o wiele łatwiej przejąć te ziemie bez większego oporu. Im dłużej będzie to trwało, tym słabsza będzie Rosja i tym łatwiej będzie Chinom odgryźć kawał Syberii dla siebie.

Wojny przynoszą zmiany. Duże wojny przynoszą duże zmiany. I wojna światowa doprowadziła do powstania Organizacji Narodów Zjednoczonych i Traktatu Wersalskiego, który pomógł Hitlerowi posadowić się u steru Niemiec. II wojna światowa doprowadziła do powstania bloku komunistycznego w ramach Układu Warszawskiego oraz bloku zachodniego w ramach Organizacji Paktu Północnoatlantyckiego (NATO), co zapoczątkowało zimną wojnę.

Obecny konflikt nie jest wojną światową, przynajmniej jeszcze nie teraz, ale jego wpływ jest niemniej głęboki. Wojna na Ukrainie obnaża daremność wojen ego, a w końcu każda wojna jest wojną ego. Kryzys na Ukrainie dowodzi, że jeśli chcemy pokojowo współistnieć, musimy nauczyć się wznosić ponad nasze ego na płaszczyźnie osobistej, społecznej, politycznej i międzynarodowej. Obecnie, po tysiącleciach służenia naszemu ego, jesteśmy na skraju uświadomienia sobie, że jedyną rzeczą, która jest zła w naszym świecie, jest nasze własne ego. Ego obiecało nam złote góry, ale zniszczyło ten świat. Musimy się mu przeciwstawić z taką samą siłą lecz pozytywną, bo inaczej wszystkich nas wykończy.

Ta świadomość będzie miała głęboki wpływ na społeczeństwo. Do tej pory wszystkie nasze instytucje zaspokajały potrzeby naszego ego. Próbowały łagodzić i usprawniać interesy państw w taki sposób, aby mogły one współistnieć. Teraz, gdy egoizm osiągnął taki poziom, że nie jest w stanie zaakceptować istnienia i niezależności innych, nie pozostaje nam nic innego, jak dodać drugą siłę: siłę pozytywną, która będzie przeciwdziałać mocy i intensywności ego.

W najbliższych latach będziemy świadkami powstawania nowych instytucji o nowym charakterze. Nie będą się one koncentrować na zaspokajaniu potrzeb ego, ani nawet na zapewnieniu dostaw żywności i wody. Będą się raczej koncentrować na tworzeniu spójności i solidarności społecznej. Będą działać w oparciu o przekonanie, że jeśli ludzie są zjednoczeni, troszczą się o siebie nawzajem i dbają o swoje potrzeby.

Zamiast leczyć objawy wyobcowania, nowe organizacje będą pracować nad jego likwidacją, tworząc więzi i poczucie wzajemnej odpowiedzialności. Dopiero zaczynamy tę przemianę, ale fakt, że stary świat się rozpada, oznacza, że musimy się spieszyć, aby nowy porządek nie rodził się w większym bólu, niż to konieczne. Im szybciej zdamy sobie sprawę, że w dzisiejszej rzeczywistości nie możemy pozwolić, by ego nadawało ton, i musimy zrównoważyć je troską, tym łatwiej i łagodniej przejdziemy do nowego porządku.

Źródło: https://bit.ly/3NvWavJ


W przypadku wojny atomowej nie ma zwycięzców, ale to może nie mieć znaczenia

W sytuacji, gdy rosyjska broń jądrowa została postawiona w stan podwyższonej gotowości, a ukraiński reaktor jądrowy jest zagrożony zbombardowaniem, niebezpieczeństwo katastrofy nuklearnej stało się bardzo realne. Wszyscy wiedzą, że gdyby doszło do takiej katastrofy, nikt nie będzie wygranym, a skutki byłyby straszliwe dla całej ludzkości, ale ego nie zna granic. Kiedy ludzie są nastawieni na własne zwycięstwo, nic ich nie powstrzyma, nawet ich własna fizyczna śmierć.

Wojna kojarzy nam się ze starciem między dwoma (lub więcej) podmiotami fizycznymi, takimi jak państwa czy głowy państw. Wojna jest jednak procesem znacznie głębszym niż konflikt interesów czy walka o władzę. Tym, co napędza wojny, zwłaszcza w dzisiejszych czasach, jest ego, a ego nie poddaje się niczemu i słucha tylko siebie.

Siła, która tworzy życie, jest siłą równowagi, harmonii i dawania. W ten sposób umożliwia powstanie życia, ewolucję coraz bardziej złożonych tworów, które przetrwały dzięki współpracy i współzależności wszystkich swoich części. Dlatego życie wymaga harmonii i wzajemnego wsparcia. Ego jest tego dokładnym przeciwieństwem: Jest to siła, która widzi tylko siebie, myśli tylko o sobie i troszczy się tylko o siebie. Ego odnosi się do innych tylko wtedy, gdy może ich wykorzystać lub skrzywdzić i w ten sposób zaznaczyć swoją wyższość. W rezultacie ego jest przeciwieństwem życia.

Kiedy ścierają się dwa lub więcej ego, powstaje gwałtowny konflikt lub wojna. Wojna pomiędzy dwoma ego może zakończyć się, gdy jedno z nich zostanie pokonane lub gdy oba są zbyt wyczerpane, aby kontynuować, więc postanawiają „zawrzeć pokój”. W rzeczywistości „pokój” jest jedynie rozejmem, który będzie trwał tylko do momentu, w którym jedno z ego uzna, że odzyskało siły na tyle, by unicestwić drugie, i wtedy wznowi walkę. A jeśli do pokonania wroga konieczne jest zburzenie reaktorów jądrowych lub użycie broni jądrowej, ego chętnie jej użyje. Nie ma to nic wspólnego z tym, kto jest u władzy. Jeśli chodzi o egoizm, nie ma ludzi sprawiedliwych; wszyscy jesteśmy potencjalnymi złoczyńcami, ponieważ takie zachowanie leży w ludzkiej naturze.

Ojciec mojego nauczyciela, wielki kabalista i myśliciel Baal HaSulam, już w latach 30. ubiegłego wieku pisał o nienasyceniu ego. W swoim doniosłym eseju „Pokój na świecie” napisał: „W prostych słowach powiemy, że naturą każdego człowieka jest wykorzystywanie życia wszystkich innych ludzi na świecie dla własnej korzyści, a wszystko, co człowiek daje innym, robi tylko z konieczności. Nawet wtedy jest w tym wyzysk, ale jest on robiony sprytnie, tak że przyjaciel nie zauważy tego i chętnie się podda”. Ponadto, dodaje, człowiek „czuje, że wszyscy ludzie na świecie powinni być pod jego własnym zarządem i dla jego prywatnej korzyści. To jest prawo nie do złamania. Różnica polega jedynie na wyborach dokonywanych przez ludzi: Jeden wybiera wykorzystywanie ludzi dla zdobycia niskich żądz, drugi dla zdobycia władzy, a trzeci dla zdobycia szacunku. Co więcej, gdyby ktoś mógł to zrobić bez większego wysiłku, zgodziłby się eksploatować świat, mając do dyspozycji wszystkie trzy rzeczy razem – bogactwo, władzę i szacunek. Jest jednak zmuszony wybierać stosownie do swoich możliwości i zdolności”.

Dziewięćdziesiąt lat temu, kiedy Baal HaSulam napisał te przejmujące słowa, nie było jeszcze II wojny światowej i okrutnych jej następstw. Czy dziś ktoś rozsądny może wątpić w siłę ego, które potrafi zniszczyć wszystko, co stanie mu na drodze?

Nie sądzę, aby wojna na Ukrainie doprowadziła do wojny światowej lub użycia broni jądrowej. Przynajmniej na razie na to się nie zanosi. Jeśli jednak nie nauczymy się, jak używać ego w sposób konstruktywny, a nie destrukcyjny, to bez wątpienia po raz trzeci znajdziemy się w tej strasznej sytuacji. A jeśli nie nauczymy się tej lekcji, możliwa jest nawet czwarta wojna. Aby zapobiec całkowitemu zniszczeniu, musimy nauczyć się nowych wartości – że połączenie i jedność są ważniejsze niż jakakolwiek forma separacji i wrogości. Tak jak nasze środowisko uczy nas obecnie nienawiści i dążenia do dominacji, tak my powinniśmy budować środowisko, które uczy czegoś przeciwnego.

Nie jestem pedagogiem i nie mam zamiaru szczegółowo opisywać, jak należy to robić. Wiem tylko, że jeśli nie nauczymy się budować połączenia i naprawdę troszczyć się o naszych bliźnich, zniszczymy siebie nawzajem. Jeśli zdecydujemy się na wojnę, mówi Baal HaSulam w innym przełomowym dziele: „Bomby zrobią swoje, część, która pozostanie po zrujnowaniu wszystkiego, nie będzie miała innego wyboru, jak tylko wziąć na siebie tę pracę, w której zarówno jednostki, jak i narody nie będą pracować dla siebie więcej, niż jest to konieczne do ich utrzymania, podczas gdy wszystko inne, co robią, będzie z korzyścią dla innych” (Pismo Baal HaSulam – Ostatnie pokolenie, część pierwsza).

Źródło: https://bit.ly/3IA3sL3


Niestety, mediacje nie zdobędą nam serca tego świata

 W ciągu ostatnich kilku dni premier Izraela Naftali Bennett latał od stolicy do stolicy, próbując podjąć się mediacji między Rosją a Ukrainą. Prowadził długie rozmowy telefoniczne z przywódcami z całego świata i wydaje się, że postawił Izrael w nieznanych mu dotąd okolicznościach – w roli pośrednika. Izrael, kraj, który zwykle jest obiektem krytyki i potępienia, i który często wykorzystuje pośredników do komunikowania się ze swoimi wrogami, znalazł się na miejscu rozjemcy. Niestety, nawet jeśli Bennett odniesie sukces, pozycja Izraela w świecie nie ulegnie poprawie, ponieważ świat nie potrzebuje nas w roli mediatorów, lecz abyśmy zaprowadzili pokój między sobą i stali się wzorem wewnętrznej jedności.

Izrael zawsze był szczególnym narodem wśród narodów. Od samego początku jego miejsce w świecie było niejasne. Ludzie nie rozumieli roli ani celu narodu izraelskiego, ale czuli, że istnieje powód naszego istnienia.

Tak jak było kiedyś, tak jest i dziś: świat nie przyjmuje nas do swojego grona. Niemniej jednak wydaje się, że zarówno Rosja, jak i Ukraina zaakceptowały mediację Bennetta i przynajmniej na pozór wydają się brać udział w tej grze. Reszta świata również wydaje się nie mieć problemów z niecodzienną pozycją Izraela, ponieważ premier Izraela informuje USA, Francję i Niemcy o swoich wysiłkach i otrzymuje ich błogosławieństwo. Jednak mimo wszystkich swoich wysiłków Bennett nie zaprowadzi pokoju między przeciwnikami. Być może w najlepszym wypadku uda mu się wynegocjować zawieszenie broni, ale nie pokój. Aby osiągnąć pokój, musimy najpierw wiedzieć, co on oznacza.

Słownik Webstera definiuje „pokój” jako „stan spokoju lub ciszy: np. wolność od niepokojów społecznych” lub „stan bezpieczeństwa lub porządku w społeczności, przewidziany przez prawo lub zwyczaj”. Innymi słowy, „pokój” oznacza brak przemocy lub czynnej wojny. W tym sensie, gdyby Rosja i Ukraina przestały jutro walczyć, panowałby między nimi pokój. Ale czy moglibyśmy polegać na takim „pokoju”? Czy w ogóle oczekiwalibyśmy, że będzie on trwały? Prawdopodobnie nie, i to z ważnego powodu: nie będzie on trwał.

Hebrajskie słowo oznaczające „pokój” to szalom, pochodzące od słów szlemut (całość) lub haszlama (komplementarność). Pokój wymaga zatem istnienia dwóch przeciwstawnych i skonfliktowanych stron, gdzie jedna strona posiada to, czego druga nie posiada, i postanawiają się zjednoczyć i wzajemnie uzupełniać swoje braki. W ten sposób całość jest silniejsza niż suma jej części, ponieważ kiedy strony są w pokoju i wzajemnie się uzupełniają, obie posiadają wszystkie cechy, także te, których nie posiadały, zanim zjednoczyły się ze swoim dawnym przeciwnikiem.

Nasi mędrcy pisali o tym w wielu miejscach. Na przykład w książce Likutei Etzot (Zbiór rad) „pokój” zdefiniowano w następujący sposób: „Istotą pokoju jest połączenie dwóch przeciwieństw. Dlatego nie obawiaj się, jeśli widzisz osobę, której poglądy są całkowicie przeciwne do twoich i myślisz, że nigdy nie będziesz w stanie zawrzeć z nią pokoju. Albo gdy widzisz dwie osoby, które są całkowicie przeciwne sobie, nie mów, że niemożliwe jest zawarcie pokoju między nimi. Przeciwnie, istotą pokoju jest dążenie do zawarcia pokoju między dwoma przeciwieństwami”.

Naród izraelski powstał, gdy ludzie z licznych plemion i klanów zjednoczyli się w duchu powyższego motta o wzajemnym uzupełnianiu się i stworzyli nowy naród złożony ze wszystkich narodów świata starożytnego. W pewnym sensie zademonstrowali oni metodę, dzięki której ludzkość może osiągnąć pokój na świecie. Ponieważ naród żydowski składa się z członków wszystkich narodów, wszystkie narody czują, że mają swój udział w narodzie żydowskim. Z uwagi na naszą wyjątkową rolę – zademonstrowania metody osiągnięcia silnego i trwałego pokoju – czują się one uprawnione do krytykowania nas, gdy uważają, że sprzeniewierzamy się naszemu powołaniu.

Kiedy zaprowadzamy pokój między nami, pośrednio zaprowadzamy pokój wśród wszystkich narodów świata, właśnie dlatego, że mamy je w sobie i są one naszym źródłem. Dlatego jeśli chcemy raz na zawsze położyć kres wojnom, musimy wykonać jedyne i niepowtarzalne zadanie, jakie kiedykolwiek otrzymał naród żydowski: być wzorem jedności, światłem dla narodów, a świat będzie nas wspierał w naszych wysiłkach.

Źródło: https://bit.ly/3JypH5j


Partnerstwo Rosja-Chiny i pokój na świecie

„To będzie wojna światowa, kiedy Amerykanie i Rosja zaczną strzelać do siebie” – powiedział w niedawnym wywiadzie prezydent USA Joe Biden, ostrzegając przed tym, co Amerykanie postrzegają jako zbliżającą się inwazję Rosji na Ukrainę i jej reakcję. Tymczasem w Pekinie – na tle Zimowych Igrzysk Olimpijskich – między Rosją i Chinami ogłoszono partnerstwo „bez granic”, skierowane przeciwko Stanom Zjednoczonym i zachodowi. Jednak mimo ostrzeżeń i napiętej atmosfery nie uważam, że stoimy na krawędzi nowej wojny światowej. Nikt jej nie potrzebuje.

We wspólnym oświadczeniu prezydent Rosji Władimir Putin i przywódca Chin Xi Jinping wspomnieli o możliwości zawarcia sojuszu wojskowego między obydwoma krajami w związku z napięciami na Ukrainie. Jednak za tym głośnym spotkaniem głów państw kryje się prosta i cicha historia podboju, która wykracza poza polityczne deklaracje.

Chiny podbijają Rosję bez większego oporu czy walki. Rosjanie sprzedają Chińczykom jedną trzecią kraju aż po Ural. Nie trzeba dodawać, że masy Chińczyków imigrują do Rosji, pracują tam i osiedlają się, wydobywając węgiel, srebro, żelazo i złoto.

Ponieważ Rosjanie nie mają innego wyboru, pozwalają im na to. Dzisiejsza Rosja to region nękany przez niestabilne punkty zapalne. Nie może walczyć i wdawać się w spór z Chińczykami, ponieważ wie, że postawiłoby ją to w niekorzystnej sytuacji wobec Europy i Stanów Zjednoczonych.

Zjednoczony front między Chinami a Rosją jest całkowicie sztuczny. Został on narzucony narodom odgórnie przez reżim komunistyczny. Same narody – Rosjanie i Chińczycy – różnią się charakterem i mentalnością, dlatego bardzo trudno jest im dojść do porozumienia. Nie ufają sobie w najmniejszym stopniu.

Dlatego nie należy zakładać, że za quasi-sojuszem między Rosją a Chinami kryje się głęboka przyjaźń. W każdym razie żaden z nich nie ma poważnego interesu w prowadzeniu wojny ze Stanami Zjednoczonymi i ich sojusznikami. Ogólnie rzecz biorąc, mniej krajów jest dziś chętnych do walki. Brak entuzjazmu dla wojen jest częścią większego procesu, przez który przechodzi świat. Tu i ówdzie mogą wybuchać małe wojny, ale będą one przypominać raczej kłótnie między dziećmi w piaskownicy.

W międzyczasie napięcia między mocarstwami dają światu czas i miejsce na przetrawienie i oswojenie się z nową ideą, która w nim kiełkuje: Przyszła stabilność świata jest możliwa tylko w łączności między wszystkimi ludźmi. To siła natury zaszczepi w ludzkości tę wzniosłą myśl z konieczności przetrwania, a także nauczy nas, jak osiągnąć taki stan spójności, ponieważ nie mamy innego wyjścia. Będziemy musieli przezwyciężyć zły instynkt, który mamy wrodzony – ego – które skłania nas do prób dominacji nad innymi, oraz negatywną siłę, która od początku swojego istnienia sprawiała, że życie społeczności ludzkiej przypominało jedną długą wojnę z krótkimi przerwami na przeładowanie amunicji.

Siła natury w cierpliwy sposób pokaże nam, jak poskromić w nas złe skłonności i kontrolować je poprzez zjednoczony ludzki front na rzecz bardziej obiecującej przyszłości. Jak słusznie pisali nasi mędrcy, „podstawową obroną przed nieszczęściem jest miłość i jedność” (Maor VaShemesh).

Źródło: https://bit.ly/3Ija15s


Świat bez rządu

Dr. Michael LaitmanOpinia (Stewart Patrick, Starszy wykładowca i Dyrektor Instytucji Międzynarodowych i Globalnego Programu Zarządzania w Kolegium Spraw Zagranicznych):

Potrzeba współpracy międzynarodowej nie zmniejszyła się. W rzeczywistości jest większa niż kiedykolwiek, dzięki pogłębieniu współzależności gospodarczej, nasileniu degradacji środowiska, rozpowszechniających się ponadnarodowych zagrożeń oraz przyśpieszeniu zmian technologicznych.

„Globalne zarządzanie” to śliski termin. Nie odnosi się do rządu światowego (którego nikt już nie oczekuje i nie chce), ale do czegoś bardziej praktycznego: wspólnego wysiłku suwerennych państw, organizacji międzynarodowych i innych podmiotów niepaństwowych w zakresie wspólnych wyzwań i wykorzystywania szans, które wykraczają poza granice państwowe.

„Współpraca w ramach takiej anarchii jest z pewnością możliwa. Rządy międzynarodowe często pracują razem, aby ustalić wspólne standardy postępowania w sferach takich jak handel czy bezpieczeństwo, tworzenie norm i zasad w instytucjach międzynarodowych odpowiedzialnych za dostarczanie globalnych dóbr lub łagodzenie globalnych szkód. Jednak większość kooperatywnych organizacji wielostronnych, nawet tych wiążących na mocy prawa międzynarodowego, nie ma realnej mocy, aby egzekwować uwzględnienie wspólnych decyzji. Co uchodzi za rządzenie jest zatem niezgrabną mozaiką instytucji formalnych i nieformalnych.

„Oprócz wieloletnich uniwersalnych organizacji członkowskich, istnieją różne instytucje regionalne, wielostronne sojusze i grupy zabezpieczeń, nienaruszalne mechanizmy konsultacyjne, wybierające siebie kluby, koalicje ad hoc, rozwiązania specyficzne dla danego problemu, ponadnarodowe sieci zawodowe, organy ustanawiające standardy techniczne, globalne sieci działań i więcej. Państwa są nadal dominującymi aktorami, ale podmioty niepaństwowe coraz bardziej pomagają w kształtowaniu globalnego porządku, określeniu nowych zasad i monitorowaniu zgodności z międzynarodowymi zobowiązaniami.

„Nieład jest brzydki i nieporęczny, ale ma również pewne zalety. Żaden pojedynczy wielostronny organ nie może sprostać wszystkim złożonym problemom międzynarodowym na świecie, a co dopiero robić to skutecznie i sprawnie. Mnogość instytucji i forów nie zawsze jest dysfunkcjonalna, ponieważ może zaoferować państwom możliwość działania stosunkowo sprawnie i elastycznie na nowe wyzwania. Niezależnie od tego, co ktoś myśli o obecnym globalnym nieładzie, najwyraźniej tak pozostanie, a więc wyzwaniem jest, aby działał możliwie jak najlepiej. ”

Mój komentarz: Nie ma wątpliwości, że świat dojdzie do wniosku, że jeden rząd światowy jest jedynym rozwiązaniem dla obecnych problemów świata. Społeczność międzynarodowa może być zarządzana tylko jeśli szerokie rzesze będą miały taką samą edukację i zrozumienie zamkniętego integralnego świata. Zatem konieczność integralnej edukacji w przeciwdziałaniu chaosowi pojawia się już teraz.


Piramida nowoczesnego systemu gospodarczego

каббалист Михаэль Лайтман 001Pytanie: Czy istnieje możliwość uczestnictwa w systemie Mavrodi, i czy pana zdaniem należałoby to zrobić?

Odpowiedź: Ja jeszcze nigdy nie uczestniczyłem w tego rodzaju akcjach. I możesz ocenić sam, co o tym myślę, jeżeli cały nowoczesny system gospodarczy – moim zdaniem – można śmiało określić jako PIRAMIDA.

Ostatecznie jest powszechnie znane, że kiedy wzrost jest zatrzymany wówczas pojawia się kryzys i system gospodarczy potrzebuje paliwa w postaci zastrzyków finansowych dla utrzymania płynności, aby się nie rozpadł. Czy nie przypomina to marketingu sieciowego czy piramidy Mavrodi?

Tylko że wspieranego przez struktury rządowe i finansowe dla ich własnej korzyści.


Dostrzec możliwości, które są nam oferowane

каббалист Михаэль ЛайтманPytanie: W Białym Domu mają miejsce zmiany, nowy prezydent doszedł do władzy i nacisk na Izrael wzrósł. Może to doprowadzić do wzmocnienia przeciwstawnych opinii w naszym narodzie. Może powinniśmy skupić nasze myśli konkretnie na to?

Odpowiedź: Polityka jest niestabilna i nie linearna; oczekiwania społeczne od przywódców politycznych bardzo rzadko odpowiadają planom polityków; zamiast tego koncentruję się oni na określone cele. Jest to skomplikowana sprawa, do której nie powinniśmy próbować wnikać.

Jednak konieczne jest, aby zrozumieć, że w miarę jak naród Izraela opóźniał będzie realizacje swojej misji, będzie wzrastał na niego nacisk. Musimy doprowadzić ludzi do tego, że zrozumieją i poczują konieczność naprawy. Muszą oni być gotowi, aby odegrać swoją rolę w duchowym rozwoju całej ludzkości. Naród izraelski powinien zrozumieć ten obowiązek i zaakceptować, i rozpoznać swoją winę, w tym co się dzieje.

Nacisk na nas będzie rósł, aby obudzić naród izraelski. To jest dokładnie to, co działo się z nami na przestrzeni dziejów – począwszy od egipskiego faraona, i teraz w teraźniejszości. Mędrcy pisali już o tym; mówili, jeśli nie dojdziemy do tego by zrozumieć jaki obowiązek został nam dany, będziemy musieli przejść przez bardzo trudne próby.

Nacisk, który doświadczamy nie jest niczym innym niż poziomy, których jeszcze nie naprawiliśmy, chociaż musimy, nie skorzystaliśmy z tych możliwości, które zostały nam dane. Do tego stopnia, w jakim wzrośnie nacisk, możemy ocenić nasz niepoprawiony stan. Jednakże sam stopień objawia się tylko odpowiednio do skali rozwoju człowieka.