Artykuły z kategorii Zdrowie

Co doprowadziło nas do takiego braku stabilności na świecie?

Rozwój ludzkiego pragnienia do odczuwania przyjemności objawia się nam dzisiaj we wszystkich jego niuansach, od walki o władzę między krewnymi po wojny między krajami i blokami. Pragnienie to prowadzi nas do ujawnienia naszej złej ludzkiej natury, abyśmy zrozumieli, że nie możemy dalej żyć w ten sposób, i abyśmy zdali sobie sprawę, że nie mamy innego wyboru, jak tylko wprowadzić zmiany, które pozwolą nam przetrwać.

Jako przykład niech posłuży podróż w głąb amazońskich lasów deszczowych. Wyobraźmy sobie spotkanie z rdzennymi mieszkańcami, którzy nie czują, że oni i ty jesteście innymi duszami. Każda osoba, która stanie na ich drodze, jest dla nich jak członek rodziny i nie mają złych zamiarów wobec innych. Dla porównania, poleć samolotem do jednej ze światowych metropolii i zwiedź jej wspaniałe zabytki kultury. Gdybyś nagle usłyszał za sobą szybkie kroki, serce zaczęłoby Ci szybciej bić i obejrzałbyś się za siebie, żeby sprawdzić, czy nie zostaniesz zaatakowany przez kogoś obcego.

Im bardziej rozwinięta jest dana kultura, tym bardziej odczuwa się w niej wyobcowanie, samotność, zagrożenie i strach. Nawet w domu, który powinien być bezpieczną przystanią dla człowieka, toczy się walka o władzę i ostra rywalizacja między rodzeństwem (kto jest silniejszy, kto odnosi większe sukcesy, kto ma władzę) i między małżonkami. W rozwiniętych społeczeństwach zanika poczucie naturalnej bliskości, ponieważ taka jest ludzka natura. Wewnętrznym motorem świata jest pragnienie przyjemności. To pragnienie rozwija się w nas i z jednej strony popycha nas do wymyślania zaawansowanych technologii oraz skomplikowanych i sprecyzowanych zdolności, a z drugiej strony stopniowo oddziela nas od siebie nawzajem. Niegdyś społeczeństwo ludzkie żyło wyłącznie w relacjach takich jak te między plemionami w Amazonii. Dziś w dużej mierze ludzie żyją w okrutnej, pełnej rywalizacji i uzbrojenia globalnej metropolii.

Już w przedszkolu można zaobserwować, jak działa to pragnienie, jak dzieci, które mają w rękach kilka zabawek i mogłyby oddać jedne innym, a zamiast tego trzymają się ich i nie dzielą się nimi. Dla nas, dorosłych, pragnienie odczuwania przyjemności jest ukryte pod warstwą grzeczności i wyrafinowania, ale wyraźnie się zwielokrotniło i nasiliło. Są to wskaźniki rosnącego egoizmu, czyli naturalnego dążenia do zaspokojenia własnych potrzeb bez względu na innych. Nawet jeśli zrozumiemy, że tak dalej być nie może i że niszczymy samych siebie, a wraz z nami świat, jak poradzimy sobie z narastającym w nas naturalnym pragnieniem otrzymywania korzyści dla siebie, kosztem innych? Skąd weźmiemy siłę, by się zmienić? W jaki sposób możemy kształtować pragnienie, by mieć przyjemność tylko dla siebie, tak abyśmy nadal czuli się blisko innych, przynajmniej do tego stopnia, by nie zjadać się nawzajem?

Zwierzęta też mają pragnienie przyjemności, ale jest ono ograniczone. Nie pozwala im się wzajemnie niszczyć. Pomiędzy wszystkimi formami życia zwierzęcego i roślinnego istnieje równowaga, wspierają się one i pomagają sobie nawzajem. Ale u ludzi ego rośnie w przekonaniu, że na świecie jest miejsce tylko dla jednej osoby – i to jestem ja! W rozwiniętym człowieku równowaga nie działa już instynktownie, lecz musi nauczyć się ją aktywować. Musimy nauczyć się, jak doprowadzić ludzkość do stanu, w którym nie będzie dominować presja egoistyczna, wyzyskująca i podbijająca innych, ale przeciwnie, aktywizująca pragnienie przynoszenia pożytku innym; rozwiniemy wtedy prawdziwe poczucie „my”.

Kiedy zaczynamy robić choćby małe kroki w kierunku połączenia, w woli człowieka ujawnia się nowa postawa, cecha dawania, która pochodzi z uniwersalnej siły natury – siły, która nas stworzyła. Oczekuje ona, że zmienimy nasze egoistyczne nastawienie i zmienimy nasze działania dla dobra wszystkich, łącznie z nami samymi.

Źródło: https://bit.ly/3Hh269b


Dlaczego antydepresanty nie poprawiają jakości życia

Spodziewalibyśmy się, że osoby cierpiące na depresję poczują się lepiej, jeśli będą przyjmować leki przeciwdepresyjne. Ku zaskoczeniu, jak wykazało obszerne badanie, w którym przeanalizowano 17,5 miliona dorosłych, u których w latach 2005-2016 co roku diagnozowano depresję, stwierdzono, że tak nie jest. Zgodnie z wynikami badania, „rzeczywisty efekt stosowania leków przeciwdepresyjnych w miarę upływu czasu nie poprawia pacjentom Jakości Życia Związanej ze Zdrowiem (Health Related Quality of Life, HRQoL).” Co więcej, w badaniu stwierdzono, że „przyszłe badania nie powinny koncentrować się wyłącznie na krótkoterminowym efekcie farmakoterapii [leczenia lekami], ale raczej powinny badać długoterminowy wpływ interwencji farmakologicznych i niefarmakologicznych na HRQoL pacjentów.” Oczywiście depresji nie da się wyleczyć za pomocą leków. Jedynym rozwiązaniem jest zajęcie się pierwotną przyczyną depresji; nic innego nie pomoże.

Leki to substancje chemiczne, które mogą wpływać na nasze uczucia. Jednak zadowolenie emocjonalne to coś znacznie więcej niż tylko chwilowe uczucie, które zanika, gdy spada stężenie narkotyku we krwi. Satysfakcja emocjonalna, której brak powoduje depresję, jest wynikiem połączenia z korzeniem życia, źródłem, które ożywia wszystko wokół nas. Tak jak nie czujemy zawartości tlenu w powietrzu, ale natychmiast czujemy, kiedy jego stężenie spada, tak samo nie czujemy, że jesteśmy połączeni z korzeniem życia, ale z pewnością czujemy, kiedy jesteśmy od niego odłączeni.

Korzeń życia jest siłą życiową, która generuje i podtrzymuje wszystko wokół nas. Utrzymuje on dynamiczną równowagę pomiędzy dwoma przeciwieństwami, które możemy ogólnie określić jako dawanie i otrzymywanie. Te przeciwieństwa przejawiają się w różny sposób na każdym poziomie: noc i dzień, wiosna i jesień, życie i śmierć, miłość i nienawiść itd.

Kiedy jesteśmy od nich odłączeni, czujemy się zdezorientowani, niepewni i pozbawieni celu. Wyobraź sobie, że znajdujesz się w przestrzeni kosmicznej, a wokół ciebie nie ma nic, nawet gwiazd czy planet, dzięki którym wiedziałbyś, gdzie jesteś. Możesz oddychać, ale cokolwiek robisz, nie daje żadnego efektu. Kiedy jesteśmy na Ziemi, na nasze ciała działają ogromne naciski z powietrza, grawitacja przyciąga je w dół, zmieniająca się pogoda i pory dnia dyktują nam, co robimy, a ludzie wokół nas zmuszają nas do działania i myślenia w sposób, którego nie wybralibyśmy, gdyby nie presja społeczna. Jednak to właśnie te naciski i przeciwciśnienia, które tworzymy od wewnątrz, sprawiają, że czujemy się żywi i witalni. Nadają nam kierunek, pobudzają do działania i dają świadomość życia.

Kiedy za bardzo koncentrujemy się na sobie, tracimy kontakt z innymi, zanikają nasze więzi międzyludzkie i społeczne, a nasz najcenniejszy kanał łączności z korzeniem życia, z siłą witalną, zostaje zablokowany. Dlatego właśnie ludzie pozbawieni zdrowych więzi społecznych nie czują się witalni, mimo że fizycznie nic im nie dolega.

Im bardziej się rozwijamy, tym bardziej potrzebujemy emocjonalnej satysfakcji. O ile wcześniej potrzebowaliśmy więzi społecznych przede wszystkim po to, by zaspokoić nasze potrzeby przetrwania, takie jak jedzenie i praca, o tyle modernizacja sprawiła, że zapewnienie sobie dobrostanu fizycznego stało się stosunkowo łatwe. W rezultacie nasze więzi społeczne zmieniły swój cel i zamiast zapewniać nam przetrwanie, stały się źródłem sensu przetrwania. Nie straciły swego znaczenia, lecz wręcz przeciwnie, stały się sensem naszego życia.

W niezliczonych badaniach wykazano, że osoba posiadająca dobre więzi społeczne jest o wiele szczęśliwsza i mniej podatna na depresję niż osoba o skłonnościach bardziej introwertycznych. To właśnie wzajemne oddziaływanie presji i przeciw-presji sprawia, że czujemy się żywi, mamy poczucie kierunku i celu. Lekarstwem na depresję nie są więc leki, które nie mają wpływu na nasze więzi społeczne, ale budowanie znaczących więzi społecznych, które dadzą nam satysfakcję emocjonalną.

Nie oznacza to, że wszyscy powinniśmy mieć wielu przyjaciół lub że nie powinniśmy być samotni. Nasze naturalne skłonności towarzyskie i potrzeba prywatności powinny pozostać takie jakie są. Jednak każda osoba, niezależnie od naturalnych skłonności do prywatności, potrzebuje więzi społecznych. Naszym celem jest nadanie znaczenia więziom, które posiadamy.

Nasze więzi społeczne powinny być takie, abyśmy się wzajemnie wspierali i zachęcali do realizacji naszego potencjału. Powinniśmy nauczyć się postrzegać różnice między nami nie jako powody do separacji, ale jako perspektywy, które wzbogacają nas o poglądy, do których sami byśmy nie doszli. Tak jak noc nadaje znaczenie dniu, tak opinia odmienna od mojej nadaje znaczenie mojej własnej.

Pomyślmy na przykład o demokracji. Jakie znaczenie miałoby to słowo, gdyby wszyscy mieli takie same poglądy polityczne?

Dlatego też jedynym sposobem na poprawę jakości naszego życia jest posiadanie jak największej liczby poglądów w ramach tego samego społeczeństwa i utrzymanie spójności społeczeństwa przy jednoczesnym utrzymaniu tych różnic jako „żywych i dynamicznych”. W ten sposób zachowamy łączność z korzeniem życia, ze sprzecznościami, które nadają mu kierunek i sens oraz dostarczają nam emocjonalnej satysfakcji.

Źródło: https://bit.ly/3LsUqkk


Nowy lek, który ma celować tylko w raka, nie zabije go

Naukowcy z Uniwersytetu w Tel Awiwie (TAU) poinformowali, że opracowali nowy sposób dostarczania leków bezpośrednio do komórek nowotworowych, zamiast jak dotychczas rozpraszać je po całym organizmie. Według magazynu „Science Daily”, „badanie otwiera nową drogę do spersonalizowanej i precyzyjnie ukierunkowanej walki z rakiem”. Prof. Dan Peer, kierownik zespołu badawczego, stwierdził, że ich celem było „wyciszenie enzymu HO1, który umożliwia guzom rozwinięcie odporności na chemioterapię i ukrycie się przed układem odpornościowym. …Nasz nowy nanolek” – zapewnia – „potrafi precyzyjnie namierzyć komórki nowotworowe, wyciszyć enzym i wystawić guz na działanie chemioterapii, nie powodując przy tym żadnych uszkodzeń w otaczających go zdrowych komórkach”. Jestem jak najbardziej za zaawansowaną medycyną, ale medycyna nie jest w stanie wyleczyć przyczyny raka, a bez wyleczenia przyczyny to jest jak usunięcie jednej nieszczelności w rurze tylko po to, aby przekonać się, że gdzieś obok powstała nowa.

Rak jest unikalną chorobą. Rozwija się, gdy komórki zaczynają konsumować swoje środowisko i rozrastać się jego kosztem. W końcu rak sam sprowadza na siebie śmierć, zabijając ciało, które go utrzymuje, ale nie może pomóc samemu sobie.

To „samolubne” zachowanie nowotworów jest bardzo podobne do tego, w jaki sposób zachowujemy się wobec siebie nawzajem i wobec środowiska. Chociaż jesteśmy zależni od obydwu tych elementów, nasz stosunek do nich jest oportunistyczny i niszczący i jednocześnie nie potrafimy sobie pomóc. W tym sensie ludzie są rakiem Ziemi.

Chociaż nie jest tak, że im bardziej ktoś jest egoistą, tym bardziej jest narażony na zachorowanie na raka, to jednak coraz częstsze występowanie raka w społeczeństwie ludzkim jako całości jest wynikiem naszego coraz bardziej eksploatacyjnego stosunku do Ziemi i do siebie nawzajem. Tak jak mili i hojni ludzie, a nawet małe dzieci, mogą zachorować na raka, tak skutki niewłaściwej postawy ludzkości mogą się ujawnić w częściach świata, które nie są szczególnie eksploatowane. Istnieje tu wzajemna odpowiedzialność: Tak jak cały organizm cierpi, gdy zachoruje jeden organ, tak cała ludzkość cierpi, gdy jej ogólna postawa staje się chora, czyli działająca na szkodę.

Rak nie jest jedynym skutkiem naszego nadużycia. W zasadzie są nimi wszystkie nasze choroby. Jednak rak jest najbardziej wyrazistym przypadkiem choroby „egoistycznej”, ponieważ sposób, w jaki on działa, jest bardzo podobny do tego, w jaki sposób zachowujemy się wobec siebie nawzajem, wobec zwierząt i roślin oraz wobec całej Ziemi.

Ponieważ rak jest chorobą „egoistyczną”, jedynym lekarstwem na niego jest wyleczenie naszego egoizmu. Wyeliminowanie raka wymaga zatem wykorzenienia egoizmu z naszego społeczeństwa. Jest to oczywiście proces edukacyjny, a nie medyczny, ale korzyści z niego płynące odczujemy w każdym aspekcie naszego życia. Edukacja w zakresie wzajemnych relacji i brania innych pod uwagę przyniesie korzyści nie tylko naszemu zdrowiu, ale także naszej gospodarce, bezpieczeństwu, wpłynie na poziom narkomanii i przestępczości związanej z narkotykami oraz ogólnie na poziom naszego życia i dobrobytu.

Nawet jeśli nie widzimy wyraźnego związku między rakiem a egoizmem, wyeliminowanie tego ostatniego jest niewątpliwie wartościowym celem. Dlatego proponuję, abyśmy najpierw spróbowali, a kiedy zobaczymy rezultaty, nie będziemy chcieli przestać.

Źródło: https://bit.ly/3wnXQAK


Co jeśli cofniemy zegar czasu?

Magazyn Uniwersytetu Cambridge ogłosił, że naukowcy z Cambridge znaleźli sposób na „cofnięcie zegara czasu w komórkach skóry człowieka o 30 lat”. Ciąg dalszy artykułu jest nieco mniej obiecujący, wyjaśniając, że naukowcy byli w stanie „częściowo odbudować funkcje starszych komórek, jak również odnowić ich wiek biologiczny” oraz że „w eksperymentach symulujących rany skóry, częściowo odmłodzone komórki wykazywały oznaki zachowań bardziej zbliżonych do młodych komórek „. Chociaż naukowcy uważają, że „odkrycia te mogą ostatecznie zrewolucjonizować medycynę odnowy”, ja nie jestem tego taki pewien. Co więcej, nawet jeśli tak się stanie, będzie to sprzeczne z naturą, a starcia z nią nigdy nie są wskazane.

Regeneracja komórek może pomóc w przypadku niektórych urazów lub problemów medycznych, ale nie będzie działać na całe ciało. Nie będziemy w stanie odmłodzić się o trzydzieści lat, a każda taka próba doprowadzi do niepożądanych skutków i chorób, które uniemożliwią nam osiągnięcie tego celu.

Poza tym nie chciałbym przeprowadzać takiego zabiegu na sobie, bo nie napawa mnie entuzjazmem zaczynanie wszystkiego od nowa. Może nam się wydawać, że doświadczenia, które zdobyliśmy przez lata, pomogą nam, gdy będziemy znowu młodzi, ale tak się nie stanie; nie będziemy mądrzejsi.

Nasze ciała nie są stworzone po to, by żyć wiecznie. Są po to, by służyć jako narzędzia do osiągnięcia czegoś więcej niż tylko fizycznej egzystencji. Prawdziwe życie nie jest ograniczone do tego co związane z ciałem, ale w połączeniach między ludźmi, połączeniach na każdym poziomie: ciała (które już mamy), umysłu (którego mamy trochę) i ducha (którego nie mamy wcale).

Ponieważ życie duchowe polega na połączeniach między ludzkimi sercami, gdzie ich pragnienia i dążenia splatają się ze sobą i czują siebie nawzajem bez słów, nie są oni ograniczeni ani ciałem ani czasem. Nie muszą cofać zegara, ponieważ nie ma tam punktu, od którego mieliby zacząć.

Dla takiej osoby czas fizyczny jest bez znaczenia. Zamiast tego istnieje wieczny przepływ pragnień i uczuć, które nieustannie tworzą nowe połączenia i nowe doświadczenia.

Aby wznieść się na ten poziom, musimy odwrócić naszą uwagę od zaspokajania własnego ego w kierunku pielęgnowania i ulepszania naszych związków z innymi. Jeśli będziemy nad tym pracować z ludźmi którzy też mają taki cel, będziemy w stanie stopniowo podnosić te połączenia do poziomu, na którym ciało przestaje mieć znaczenie, a ludzie zaczynają czuć siebie nawzajem niezależnie od miejsca czy fizycznej obecności.

Gdy osiągniemy to z jedną osobą, możemy to powtórzyć ze wszystkimi i ze wszystkim; odkrywamy część rzeczywistości, do której nie mieliśmy dostępu. Wówczas wznosimy się ponad czas. Okazuje się, że klucz do osiągnięcia nieśmiertelności nie leży w biologii, ale w naszym wzajemnym połączeniu.

Źródło: https://bit.ly/3FPLfcK


Kiedy nasze dzieci zostawiamy pod opieką

Od kilku tygodni policja w izraelskim mieście Qiryat Shemona prowadzi śledztwo w sprawie znęcania się nad dziećmi, kiedy to pięć przedszkolanek znęcało się nad trzynaściorgiem powierzonym ich opiece dzieci. Wydarzenia, które zostały udokumentowane na kamerach internetowych, polegały na fizycznym i emocjonalnym znęcaniu się nad dziećmi, podczas którego nauczycielki chwytały dzieci za jedną rękę i podrzucały do góry, rzucały na łóżka, przykrywały ich głowy kocami, opierały się na nich i uniemożliwiały im zdjęcie nakrycia z głowy. Kilka lat temu, po kolejnym przypadku znęcania się nad dziećmi w przedszkolach, rząd wprowadził obowiązek zainstalowania kamer i dokumentowania wszystkiego, co dzieje się w placówkach dla najmłodszych.

Przerażeni rodzice, którzy musieli oglądać nagrane filmy, aby potwierdzić tożsamość dzieci, nie mogli zrozumieć, jak do tego doszło, że dyplomowane nauczycielki, stały się takimi potworami wobec swoich podopiecznych. Gdzie się podział ich instynkt macierzyński?

Należy tu zwrócić uwagę na dwie rzeczy: 1. Mówiłem już wcześniej i powtórzę to tutaj, że bez względu na to, ile kamer zainstalujemy w przedszkolu czy szkole, nie zapobiegnie to znęcaniu się nad dziećmi. Kiedy kilka lat temu powiedziałem to po raz pierwszy, ludzie mi nie wierzyli; pomysł umieszczenia kamer w każdym przedszkolu brzmiał dla nich wspaniale. Myśleli, że kamery wyhamują agresję wychowawców. Już wtedy wiedziałem, że tak się nie stanie, ponieważ natura ludzka jest silniejsza od wszelkich napomnień, a obecność kamer nie odstraszy nauczycieli oprawców.

2. Żadna kultura ani plemię nie przyzwala na codzienne pozostawianie niemowląt w rękach opiekunów, gdy matka wyjeżdża na wiele godzin. Niemowlęta zawsze powinny być w domu, przy matce, przynajmniej do ukończenia drugiego roku życia. Wywodzi się to z kultur plemiennych, a to, że temu zaniechaliśmy, nie oznacza, że jesteśmy bardziej postępowi, ale że oddalamy się od natury. Pierwszym instynktem macierzyńskim, który jest niszczony, nie jest instynkt nauczycieli, ale instynkt matek, które oddają dzieci pod opiekę.

Pomysł, że matka powinna wrócić do pracy kilka tygodni lub kilka miesięcy po urodzeniu dziecka, jest z gruntu błędny. Stawiamy karierę i dostatek wyżej niż dzieci, więc nie powinniśmy się dziwić, że naszym dzieciom dzieje się krzywda. Od zarania ludzkości i w całej naturze matki nie marzyły o oddaniu swoich dzieci pod opiekę kogoś innego. Tylko my, dzięki postępowi, zaczęliśmy myśleć, że jesteśmy mądrzejsi od natury. Teraz płacimy cenę za naszą głupotę.

Co więcej, ponieważ ludzie stają się coraz bardziej narcystyczni, doświadczając czegoś, co wielu socjologów nazwało „epidemią narcyzmu”, ryzyko wykorzystywania naszych dzieci jest teraz jeszcze większe niż wcześniej i z czasem będzie rosło. Nic nie jest w stanie powstrzymać rosnącego ego. Dlatego nic nie powstrzyma nauczycieli przed maltretowaniem bezbronnych dzieci. Nie mam nic przeciwko temu, by kobiety pracowały, ale uważam, że powinny to robić z domu, przynajmniej w ciągu pierwszych kilku lat życia każdego dziecka. Kobiety muszą być przy swoich dzieciach i żadna namiastka, choćby najbardziej profesjonalna i troskliwa, nie może ich zastąpić. Czytelnicy mogą wyśmiewać moje poglądy jako zacofane lub przestarzałe; ja wolę nazywać je takimi, jakimi są: naturalnymi.

Musimy na nowo przemyśleć całą koncepcję rodziny, rodzicielstwa, dzieci i wychowania dzieci. Musimy zastanowić się, w jaki sposób możemy ułożyć nasze życie, aby nie musieć ciągle gonić za karierą zawodową i długimi godzinami pracy. Myślałem, że dzięki zaistniałej sytuacji przystosowaliśmy się do pracy z domu, ale widzę, że wiele osób wraca do swoich biur. Nie mogę zrozumieć, dlaczego. Kto na tym zyskuje?

Uważam, że kobiety powinny robić to, co kochają; powinny pracować, bo kochają swoją pracę, a nie dlatego, że od niej zależy ich byt. Ich praca powinna dawać im satysfakcję i spełnienie, sprawiać, że będą szczęśliwsze, a nie bardziej zestresowane i zatroskane o swoje dzieci. Oczywiście są też matki i ojcowie, którzy znęcają się nad swoimi dziećmi. Podlega to pod proces wychowawczy, przez który wszyscy musimy przejść. Jednak ogólnie rzecz biorąc, jedynym sposobem zapobiegania przemocy wobec dzieci jest pozostawienie ich pod opieką matek. Być może będziemy musieli zmienić nasz sposób myślenia, ale dzięki temu wszyscy, także matki, będą szczęśliwsi, a dla mnie tylko to się liczy.

Źródło: https://bit.ly/3Nfx17d


Totalny Eskapizm

Jak już kiedyś wspominałem, nieustannie dostaję e-maile od ludzi, z pytaniami, z którymi nie mogą sobie poradzić. W jednym z e-maili pewien lekarz napisał do mnie następujące pytanie: „Ostatnio zauważyłem, że ludzie są w trudnej sytuacji. Jest duże zapotrzebowanie na recepty na leki antydepresyjne; ludzie czują się niepewnie i nie mają pewności co do swojego życia, a poza lekami nie mam im nic do zaoferowania. Próbowali trenerów, próbowali szkoleniowców, ale nic nie wydaje się pomagać. Dlatego moje pytanie do pana, doktorze Laitman, brzmi: czego mogą się trzymać, aby iść naprzód?

Mogę zrozumieć, dlaczego ludzie tak uważają. Przez tysiące lat życie ludzi niewiele się zmieniało. Mieszkali w małych miastach i wsiach, mieli swoje rzemiosło lub działkę do uprawy, znali swoje otoczenie i ludzi wokół siebie. Byli blisko swoich rodzin, żenili się w obrębie miasta lub wsi, więc wszyscy mieli ten sam styl życia, kulturę i tradycję. Ludzie wiedzieli, czego mogą się spodziewać. Ich życie było trudne, ale mieli poczucie celu, jasny zestaw wartości, a co za tym idzie, spokój ducha – rzecz, której dzisiaj ludziom brakuje.

Dziś życie materialne jest bardzo łatwe, ale ludzie czują się zagubieni, ponieważ nie rozumieją otaczającego ich świata. Nie mieszkają już w małych wioskach, ponieważ cały świat stał się globalną wioską. Nawet rolnicy nie mogą uprawiać ziemi bez nasion i maszyn z innych krajów, a cena ich plonów zależy od światowych rynków towarowych. Innymi słowy, aby zostać rolnikiem, trzeba rozumieć globalne systemy podaży, popytu, rynków, klimatu i paliw. Potrzebujesz połączenia z Internetem, umów z firmami transportowymi i dostawczymi oraz księgowych, którzy pomogą Ci zrozumieć Twój własny rachunek zysków i strat. Czy można się dziwić, że ludzie czują się zagubieni?

Ponieważ tak się czują i nie mogą znaleźć odpowiedzi, nie pozostaje im nic innego, jak próbować zapomnieć. Marzą o chwili, kiedy będą mogli uciec od tego wszystkiego. Zajmują się hobby, grają w gry komputerowe, uprawiają sport. Podróżują, wyjeżdżają na wakacje, medytują. Piją alkohol i zażywają narkotyki, nawracają się i stają się ekstremistami. Robią wszystko, co w ich mocy, aby uniknąć radzenia sobie z niemożnością zrozumienia świata, w którym żyją. Próbując stłumić swoją dezorientację, uciekają się do totalnego eskapizmu.

Wszystko, co zbudowaliśmy – przemysł rozrywkowy, sport zawodowy i amatorski, zakupy, turystykę, sztukę – zbudowaliśmy po to, by nie myśleć o swoim życiu. Ale skończyło nam się paliwo. Zużyliśmy naszą energię – własną i tę, którą możemy wypompować z ziemi – i kończą nam się pomysły na eskapizm. Wkrótce pozostaną nam tylko dwie opcje: wojna, która wszystko unicestwi, albo zdobywanie wiedzy o świecie, w którym żyjemy.

Zakładając, że wybierzemy to drugie rozwiązanie, będziemy musieli dowiedzieć się, jak wszyscy na siebie oddziałujemy, jak jesteśmy połączeni na całym świecie i jak jesteśmy od siebie zależni. W rezultacie uświadomimy sobie, że musimy troszczyć się o siebie nawzajem. A jeśli w danej chwili tego nie robimy, przyznamy, że jest to szkodliwe dla innych i dla nas. Tylko wtedy, gdy zaakceptujemy, że świat zmienił się na dobre, a my musimy przyjąć te zmiany i cieszyć się z połączenia z całą ludzkością, będziemy mogli czerpać korzyści z postępu i czuć się dobrze zarówno fizycznie, jak i emocjonalnie.

Źródło: https://bit.ly/3FFp6xt


Humor to poważna sprawa

Co sprawia, że humor jest tak potrzebny w naszym życiu? Co powinno być źródłem śmiechu? Wszystko zostało stworzone dla naszego rozwoju, także poczucie humoru. Daje nam ono siłę i możliwość rozwoju.

Nigdy nie powinniśmy wyśmiewać się z innych i wywoływać nienawiści. Powinniśmy śmiać się tylko z ogólnych słabości, które istnieją w ludzkości, aby wyjaśnić słabości naszej egoistycznej natury jako istot ludzkich, aby pomóc nam rozwinąć świadomość i poznanie naszych słabości.

Każdy, kto jest blisko osób zajmujących się zawodowo humorem, wie, że są to często ludzie z natury nieszczęśliwi, bardzo poważni, a czasem nawet depresyjni. Z chęci wyrwania się z szarej chmury, w której są pogrążeni, rozwijają poczucie humoru. Ogólnie rzecz biorąc, im bardziej człowiek się rozwija, tym bardziej jest w stanie docenić dobry humor. Mam tu na myśli humor, który cechuje błyskotliwość – nieoczekiwane połączenie między wyrazistymi rzeczami, które w naszym normalnym sposobie myślenia są zupełnie niepowiązane.

Wyrafinowany humor wymaga od nas umiejętności obserwowania naszej natury z boku, umiejętności śmiania się z samych siebie. Humor ten opiera się na umiejętności rozpoznawania w sobie kilku różnych tożsamości: pierwotnej formy, którą otrzymaliśmy od natury, formy, w której zostaliśmy wychowani, oraz form, które przyjęliśmy na różnych etapach życia, a także form, które przejęliśmy od innych. Z tych wszystkich porównań tożsamości wynikają różnego rodzaju ważne pytania.

Humor może być z jednej strony wyrazem krytyki, a z drugiej strony powinien być podawany w duchu miłości, w sposób przyjemny. Nie należy nigdy wyśmiewać się z innych i wywoływać nienawiści. Powinniśmy śmiać się tylko z ogólnych słabości, które istnieją w ludzkości, aby wyjaśnić słabości naszej egoistycznej natury jako istot ludzkich, aby pomóc nam rozwinąć świadomość i poznanie naszych słabości. Jeśli bowiem jesteśmy świadomi naszych negatywnych cech, możemy pracować nad wzniesieniem się ponad nie.

W końcu tak właśnie stworzyła nas natura – niedoskonałych. Natura dała nam poczucie humoru, aby pomóc nam w krytykowaniu samych siebie i przekraczaniu naszej natury. Humor pozwala nam spojrzeć na siebie z wyższej perspektywy, a tym samym może pomóc nam wznieść się ponad nasz obecny stopień do wyższego. Patrzenie na siebie i śmianie się z siebie z boku może pobudzić wewnętrzną kontrolę nad tym, kim naprawdę jesteśmy. Jeśli umiemy śmiać się z samych siebie, to tak jak napisano: „Bóg przyniósł mi śmiech” (Rdz 21, 6) – jest to sytuacja, z której możemy wyrosnąć.

Dobry humor powinien być zawsze łagodny, prowadzić do rozwoju i budzić sympatię do tego, do czego się odnosi. Ma nam przewracać w głowie, łagodzić sztywną atmosferę.

Co takiego jest w humorze, że potrafi otworzyć serce i zburzyć mury między ludźmi? Humor zdejmuje z nas wszystkie nadęte ubrania, które na siebie zakładamy. To tak, jakby rozbierał nas ze wszystkich póz i masek, czyniąc nas równymi i prostymi. Kiedy śmiejemy się razem ze słabości, które są w nas wszystkich takie same, natychmiast tworzymy łagodniejsze relacje między nami. Nie ma silniejszego środka niż humor, który eliminowałby granice, bariery i dystanse. Wielkim wyzwaniem naszych czasów, najpoważniejszym, jest rozwijanie humoru, aby zbliżać ludzi do siebie, aby nas bardziej łączyć.

Źródło: https://bit.ly/3LZa2NS


Depresja pojawia się wcześniej

Ośrodek badawczy „Our World in Data” z siedzibą w Oksfordzie opublikował niedawno raport, z którego wynika, że w wielu krajach „depresję diagnozuje się u ludzi w młodszym wieku niż w przeszłości”. Raport wykazał, że na przykład w Danii w 1996 roku największy odsetek osób, u których zdiagnozowano depresję, był w wieku około pięćdziesięciu lat. Dwadzieścia lat później, w 2016 roku, najwięcej osób, u których zdiagnozowano depresję, było w wieku dwudziestu czterech lat. Chociaż ośrodek badawczy szersze rozpoznanie przypisał rosnącej gotowości do „poszukiwania leczenia zaburzeń psychicznych”, inni badacze znaleźli różne przyczyny depresji diagnozowanej w młodszym wieku.

Rzeczywiście, żyjemy w wyjątkowych czasach. W poprzednich czasach ludzie byli bardziej związani z ziemią, z glebą. Dziś wszystko jest sztuczne. Rodzimy się i żyjemy w murach szpitala, potem w murach domu, potem w murach szkoły, potem w murach firmy. W związku z tym jesteśmy inni niż poprzednie pokolenia i inne jest też nasze podejście do życia.

Aby zapobiegać depresji, musimy stale inwestować we właściwe podejście, ponieważ ludzie nie są już przystosowani do naturalnego trybu życia. Inwestycja nie ma charakteru finansowego. Musimy raczej zbudować bufor, który będzie pośrednikiem między nowym pokoleniem a rzeczywistością, w której żyje. Ta otoczka powinna przygotować ich do życia na każdym poziomie – osobistym, społecznym i środowiskowym. Muszą nauczyć się komunikować i nawiązywać kontakt ze sobą nawzajem i z przyrodą. W przeciwnym razie będą zagubieni, co już się dzieje.

Dawniej ludzie byli bardziej otwarci niż dziś. Komunikowali się z innymi ludźmi, a znaczna część ich życia wiązała się z interakcją z innymi. Dziś wszystko robią w sieci i w domu, a przebywanie na świeżym powietrzu i kontakt z innymi ludźmi są im obce. Musimy oswajać nowe pokolenie ze światem zewnętrznym, sprawić, by mniej czasu spędzali sami ze sobą i ze swoimi telefonami czy laptopami, a zamiast tego komunikowali się z innymi członkami rodziny, przyjaciółmi, prawdziwymi przyjaciółmi z krwi i kości oraz ze zwierzętami.

Postęp technologiczny ostatnich kilkudziesięciu lat otoczył nas gadżetami i odciął od ludzi. Nawet nasze jedzenie nie jest prawdziwym jedzeniem, nie robimy go, a jedynie podgrzewamy w kuchence mikrofalowej. Nie musimy unikać technologii; musimy jedynie pomagać ludziom zachować równowagę w ich życiu. A kluczowym czynnikiem w przywracaniu równowagi są konstruktywne, pozytywne i wspierające kontakty międzyludzkie. Jeśli ludzie uznają, że kontakty z innymi ludźmi dają im satysfakcję, której nie daje technologia, będą je pielęgnować.

Obecnie ludzie najczęściej czują, że ich kontakty z innymi mają charakter rywalizacji, w której każdy stara się przechytrzyć, prześcignąć i ogólnie przewyższyć innych. Jest to bardzo męczące, więc ludzie w naturalny sposób zwracają się ku środowisku mniej konkurencyjnemu i mniej agresywnemu: środowisku cyfrowemu. Gdyby ludzie mieli pozytywne doświadczenia w relacjach z innymi, gdyby czuli, że inni ludzie ich akceptują, doceniają i chętnie przebywają w ich towarzystwie, nie mieliby powodu, by wycofywać się do środowiska wirtualnego.

Co więcej, kontakty z innymi ludźmi mogą dać im to, czego nie może dać żadna technologia: sens życia. Życie nabiera sensu i celu tylko w związkach z innymi ludźmi. Wzajemne dawanie i otrzymywanie nadają sens i cel wszystkiemu, co robimy. Kiedy robimy coś dla innej osoby, to to zostaje. Czynność ta nabiera własnego życia, nowego znaczenia i wpływa na nasze życie oraz życie innych zaangażowanych w to osób w sposób, którego nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Kiedy robimy coś online, sami ze sobą, nasz czyn ginie w cyfrowej chmurze i pozostawia nas z poczuciem pustki i bezsensu.

Dlatego, jeśli chcemy leczyć depresję, musimy znaleźć sposób, aby zachęcić ludzi do wychodzenia z domu, komunikowania się i nawiązywania kontaktów z innymi ludźmi. To da im radość, satysfakcję i sens, a sens życia zapobiega depresji.

Źródło: https://bit.ly/3ygzavs


Przyczyny depresji

каббалист Михаэль Лайтман Pytanie: Czy kabalista może mieć zwykłą depresję, jak każdy inny człowiek na świecie? Obecnie miliony ludzi cierpi na depresję.

Odpowiedź: Tak, ale miliony ludzi są w depresji, dlatego że czegoś im brakuje: jedzenia, wiedzy, honoru, władzy itd. Chcą coś osiągnąć, a nie mogą. Depresja może wynikać z tego, że nie mogę osiągnąć tego, czego chcę. A może być dlatego, że nie mam pragnień.

To samo dotyczy duchowości: albo nie mogę osiągnąć tego, czego chcę, tj. połączenia ze Stwórcą, odkrycia Stwórcy, albo nie mam do tego pragnienia. Tu pojawia się problem. Chodzi o to, że kabalista nie może być w depresji, jak zwykli ludzie. Tu jest inna przyczyna: kabalista nie może poznać Stwórcy. A to nie jest ten poziom depresji.

W zasadzie zarówno ziemska, jak i duchowa depresja pochodzi od Stwórcy po to, by popchnąć człowieka do przodu. Ale ten kto, znajduje się tylko na ziemskim poziomie, nie ma ani związku z grupą, ani z nauką Kabały, ani z metodą, dlatego jest mu bardzo trudno poradzić sobie z depresją.

Depresja bierze go w posiadanie i nie wiadomo, kiedy minie, dlatego że człowiek nie ma narzędzi, by ją przezwyciężyć. Kabała naucza, jak przezwyciężyć te upadki i zrozumieć że są tylko wezwaniem do wzniesienia.

Z programu telewizyjnego „Podstawy Kabały”, 27.03.2019


Redefinicja nadmiernej konsumpcji

Najnowszy raport Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu (Intergovernmental Panel on Climate Change, IPCC) ogłosił, że środowisko naturalne znajduje się niemal w punkcie, z którego nie ma powrotu. Ostrzega on, że jeśli nie powstrzymamy naszego nienasyconego głodu władzy i bogactwa, zniszczymy samych siebie. Moim zdaniem problem nie polega na tym, że konsumujemy środowisko, ale na tym, że „konsumujemy” siebie nawzajem.

Zgodnie z raportem IPCC „nie ulega wątpliwości, że zmiany klimatyczne już zakłóciły funkcjonowanie systemów społecznych i naturalnych”. Ponadto w raporcie stwierdza się, że „Łączne dowody naukowe są jednoznaczne: Zmiany klimatyczne stanowią zagrożenie dla dobrobytu ludzi i zdrowia planety. Każda dalsza zwłoka we wspólnych, zapobiegawczych działaniach z globalnym zasięgiem, w zakresie adaptacji i łagodzenia skutków zmian klimatu zaprzepaści krótką i szybko kończącą się szansę na zapewnienie wszystkim godnej do życia i zrównoważonej przyszłości”. Aby złagodzić to niebezpieczeństwo, IPCC proponuje kilka kroków, z których kluczowym jest „inkluzywne zarządzanie”, które powstrzyma postawę „kupuj do upadłego”, która do tej pory napędzała gospodarki, i sprawi, że będą one bardziej wyrównane i sprawiedliwe.

Moim zdaniem sednem problemu jest fakt, że „konsumujemy” siebie nawzajem, bezustannie eksploatując i nadużywając innych ludzi, narody i kraje. „Rządy inkluzywne” nie zmienią naszej postawy, ale raczej gruntowny, dobrowolny proces samokształcenia, który pozwoli nam przejść od kultury „Ja! Ja! Ja!” do bardziej troskliwego, a przez to trwałego stosunku do siebie nawzajem. Jeśli uda nam się to osiągnąć, wszystko inne pójdzie w ślad za nami.

Konsumpcjonizm, czyli nadmierna konsumpcja napędzająca gospodarkę, jest tylko jednym z aspektów naszego niszczącego podejścia do wszystkiego, co nie jest nami. Innymi słowy, nasz problem nie polega na tym, że za dużo kupujemy, za dużo jemy czy za dużo robimy. Nasz problem polega raczej na tym, że nie troszczymy się o przyrodę, o środowisko, a przede wszystkim o siebie nawzajem. Taka postawa sprawia że żyjemy w świecie opartym na wyzysku, czego skutki przejawiają się nie tylko w nadmiernej konsumpcji, ale w nadużyciach w każdym możliwym aspekcie.

Pomyślmy o walce o władzę, jaką prowadzą między sobą państwa, o wojnach, które toczą, i o dziesiątkowaniu ludzi, których uważają za swoich wrogów. Pomyślmy o tym, jak ludzie są sprzedawani do niewoli i wykorzystywani na wszelkie możliwe sposoby, także dzieci. Pomyślcie, jak swobodnie uszczuplamy zasoby przyrody, aby wzbogacić się bardziej niż najbogatsi ludzie. Robimy to wszystko nie po to, by zapewnić sobie byt, by utrzymać zrównoważony i rozsądny styl życia. Robimy to po to, by stać się bogatszymi, silniejszymi i potężniejszymi od innych. Robimy to po to, by pokonać innych ludzi bez względu na koszty. W pewnym sensie nasze dążenie do „konsumowania” siebie nawzajem – do unicestwienia konkurencji, czyli każdego, kto nie jest mną – jest naszym problemem.

Jeśli ją z nas wykorzenimy, rozwiążemy wszystkie nasze problemy. Nie będziemy nadmiernie konsumować, ponieważ już teraz produkujemy dwa razy więcej, niż świat potrzebuje. Będziemy mogli zmniejszyć produkcję o połowę, a cały świat będzie zadowolony. Nie będziemy musieli tak ciężko pracować, nie będziemy potrzebowali niewolniczej pracy i nie będziemy mieli inflacji, ponieważ nie będziemy dążyć do osiągania nadmiernych zysków. Nie będziemy też potrzebować tak rozbudowanych sił zbrojnych, ponieważ nie będziemy zajmować się najeżdżaniem na innych ani obroną przed wrogiem. Zasoby, które zostaną uwolnione, gdy uda się praktycznie wyeliminować budżety obronne, pozwolą nam jeszcze bardziej podnieść standard życia, ogromnie ograniczyć wydatki i uwolnić środki na poprawę warunków życia ludzi.

Ponadto bezstresowy tryb życia i zregenerowane środowisko naturalne przyczynią się do ogromnej poprawy naszego zdrowia. Dzięki temu nie tylko poprawi się nasze życie fizyczne, ale także wydatki na zdrowie nie będą już tak wygórowane. Podsumowując, jeśli ICPP chce zapobiec katastrofom klimatycznym, społeczność międzynarodowa musi zainicjować ogólnoświatowy proces edukacyjny, który uwolni nas od narcyzmu, który niszczy naszą psychikę, nasze społeczeństwa i naszą planetę. Nic mniej ambitnego niż taki inkluzywny (oni lubią to słowo) proces nie wystarczy, aby doprowadzić nas do celu.

Źródło: https://bit.ly/3OL2M9N