Rok wyzerowania

каббалист Михаэль Лайтман Aby naprawić błąd systemowy należy zresetować ustawienia. Aby rozpocząć nowy rozdział musisz przewrócić stronę. Zrobił to rok dwudziesty. I to dopiero początek.

Chłopiec bawi się z przyjaciółmi na podwórku zapominając o całym świecie. Ale nagle wychodzi jego matka i zabiera go do domu, by odrobił lekcje. W tym momencie przeżywa nieopisane uczucie irytacji i zmieszania – jego życie zostało zatrzymane w samym środku.

Taki był stan ludzkości w 2020 roku.

Świat się zatrzymał

Zeszłej zimy po raz pierwszy usłyszeliśmy o nowym wirusie atakującym drogi oddechowe. Od tego czasu oddech ludzkości stał się konwulsyjny i przerywany: kraje wprowadziły kwarantanny i lockdowny, gospodarki zostały sparaliżowane w całych sektorach, inne pracowały w formacie kryzysowym. Gwałtownie wzrosło bezrobocie, życie kulturalne ledwo się tli.

Ciężko jest przypomnieć sobie trudniejszy rok, od czasów drugiej wojny światowej. Ludzkość poczuła się jak nieszczęśliwe dziecko, które zostało oderwane od zabawy. Ale spójrzmy na to wszystko oczami matki.

Jeśli zmienimy perspektywę, nie było w naszej historii tak pożytecznego, uzdrawiającego, optymistycznego roku. On zatrzymał świat na drodze do upadku i otworzył nowe perspektywy, które jeszcze musimy sobie uświadomić. Pokazał nam powszechną wzajemną zależność, wskazał na społeczną istotę wszystkich naszych problemów, wezwał do prawdziwego rozliczenia z samym sobą i do rewizji wartości.

Bez koronawirusa dalej rozwijalibyśmy się w swoim egoizmie, jak dzieci ignorując wszelkie ostrzeżenia. Ale teraz czy chcemy tego czy nie, życie nabrało nowego, znaczącego wymiaru. Domaga się, abyśmy zaczęli wzajemnie odpowiadać za siebie, nie ograniczali się do tego, co jest chwilowe, wydostali się ze swojej „skorupy”, abyśmy zobaczyli ogólny plan. Ono stawia wyzwania, z którymi nie można poradzić sobie w pojedynkę. Podkreśla znaczenie wspólnoty, w której wszyscy żyjemy. Okazuje się, że bez jakościowych, ludzkich, integralnych relacji ta społeczność nie może niczego poprawnie rozwiązać.

Ale skąd wziąć je – te relacje? Przecież przez dziesięciolecia byliśmy przyzwyczajeni do indywidualizmu konsumenckiego, który odrzucał samą istotę wszystkiego, co ludzkie.

W rezultacie dzieje się cudowna rzecz: mimowolnie zaczynamy myśleć. Era merkantylnych kalkulacji i ślepej wiary zostaje zastąpiona erą zrozumienia. I jest to wspaniałe. Wirus zmusza nas do tego, abyśmy zastanowili się nad tym, co jest naprawdę ważne w życiu. Ujawnia słabość i ubogość systemów, które zbudowaliśmy, pokazuje ślepy zaułek, w którym znaleźliśmy się wyczerpując wszystko, co dobre i złe.

Podświadomie zgodziliśmy się już na wygasanie, na kołowrotek do starości dla nas i naszych dzieci. Jednak „korona“ zatrzymała kołowrotek, zatrzymała świat w stanie pauzy. A pauza – to przebudzenie, wynurzenie, wyjście na światło, na wolność. Ograniczając, pandemia jednocześnie wyzwala. 

Włamanie do serca

Przed pandemią uporczywie napełnialiśmy nasze życie „przepisanymi” środkami, żyliśmy według  „standardowego” harmonogramu, myśleliśmy i odczuwaliśmy według szablonów. Pytania „dlaczego?”, „po co?” nie były na porządku dziennym. Wszystko płynęło żywiołowo, biernie – jak dziecięca zabawa na podwórku.

Dziś, patrząc przez okno wczorajszego dnia, marzymy o jak najszybszym powrocie tam. Ale tego podwórka już nie ma. I te gry już nie dostarczą nam dawnej przyjemności. Nie chodzi tutaj o „koronę”, ale o nas samych. Dorastaliśmy-dorastaliśmy – i niezauważalnie dla siebie dorośliśmy. Może tylko trochę, ale to wystarczy do jakościowego skoku. Koronawirus po prostu ukształtował to, co wyrosło w nas od wewnątrz.

Pandemia przyniosła ze sobą rewizję wszystkich dziedzin życia:- czego naprawdę potrzebujemy, z czego należy zrezygnować, co należy zmienić, a co najważniejsze, czym warto napełnić swoje życie tak, aby było szczęśliwe i miało sens.

Oto jakie pytania stoją przed człowiekiem i ludzkością. I chociaż z przyzwyczajenia odrzucamy te „błahostki”, one jednak nie znikają, a wręcz przeciwnie łamią zamki i wchodzą w serca. 

Młodsze pokolenia – Z, Alfa, jakkolwiek je nazywają – nie wiedzą już, czym się zajmować, co zrobić dla swojej duszy. Jest im ciasno i duszno w naszym świecie, ale nie znajdują niczego innego i są zmuszone grać według starych zasad. Naturalnie pociąga je wirtualność, ale to też nie jest panaceum, a tylko jedna z iluzji.

Błąkamy się wszyscy w okresie przejściowym, jeszcze nie gotowi przyznać się przed sobą, co się dzieje, wciąż zaniedbując wymagania matki-Natury. Pokrzywdzeni, pozbawieni ulubionych rozrywek bronimy się przed jej wezwaniami, chcemy wrócić na podwórko.

Ale lekcje są na stole i jeszcze nie są odrobione. I dlatego nadzieje na uspokojenie są daremne. Jeszcze nie nauczyliśmy się żyć w życzliwy sposób, tak aby razem wejść do nowego świata.

Pragnienie zrozumienia

Aby świat za oknami nie rozczarował nas w 2021 roku, musimy wejść w niego nie tak, jak weszliśmy w 2020 roku. Nie możemy tak po prostu rozstać się z nim i zapomnieć jak o złym śnie. W rzeczywistości wiele zrozumieliśmy: ile warte są nasze rządy, jak sztuczna jest nasza nadwyżka gospodarcza, jak bezczelnie oszukują nas media i korporacje.

Jest to naturalne, przecież żyjemy w na wskroś egoistycznym społeczeństwie, które żywi się negatywnością i neguje samą możliwość prawdziwie ludzkich relacji między ludźmi.

Już pierwszy poważny kryzys pokazał, że takie społeczeństwo nie jest zdolne do przetrwania. Oto dlatego mama rozsadziła nas po domach – przyszła pora wyciągnąć wnioski na przyszłość. Spójrzmy więc przez inne okno po drugiej stronie – w świat, który już dojrzał.

Przede wszystkim ten świat podnosi człowieka i prawidłowo integruje go we wspólnotę tak, aby mógł on ujawnić swój potencjał z korzyścią dla wszystkich. W tym świecie nasze dobre relacje są cenniejsze niż cokolwiek innego, dlatego że one gwarantują szczęście każdego i wszystkich razem.

Dzisiaj rozdzieleni po swoich kątach tęsknimy za dawnym komunikowaniem się, za wszystkimi naszymi „zabawami na podwórku”. Ale w tej nostalgii stopniowo pojawia się coś nowego: tęsknię nie po prostu za pracą czy rozrywką – potrzebuję samego połączenia. I nie ma znaczenia czy jestem z natury towarzyski, czy nietowarzyski. Patrząc w głąb siebie, odkryję nieznane dotąd pragnienie wzajemnego zrozumienia, wzajemnego uczestnictwa, dojrzałych, pozytywnych relacji, wzajemnego zrozumienia z innymi.

Przecież w rzeczywistości nie mogę żyć bez innych. Nikt nie może. I teraz patrząc na nich z wysokości zeszłego roku, czuję potrzebę czegoś wyższego między nami. To pragnienie nieuchronnie rośnie we mnie i nie potrzebuje już zwierzęcego, ale ludzkiego pokarmu – bliskości serc, bez „kwarantanny” ograniczeń egoizmu.

Tak rośnie człowiek – na podpowiedziach i kontrastach. W roku wyzerowania Natura ujawniła w nas dwa przeciwieństwa i teraz my sami musimy podnieść znaczenie jedności ponad rozdzieleniem. Ona tego za nas nie zrobi.

To nie przypadek, że pandemia przetacza się po nas falami, stanami, wzlotami i upadkami. Dziś wydaje nam się, że koniec jest już bliski, ale to też jest tylko spadek przed nowym wzrostem. Przecież przyczyna naszych kłopotów pozostaje – wciąż jesteśmy sobie obcy, narastają kłótnie, narasta nienawiść.

Dlatego walcząc w nowym roku z koronawirusem będziemy nieustannie zderzać się z własną naturą, z potrzebą dbania o wszystkich i z chęcią posłania wszystkich do diabła.

Czy możemy wybrać pierwsze i nie poddawać się drugiemu? Czy naprawdę możemy zrzucić maski – otworzyć nasze serca na spotkanie innych? Przynajmniej trochę, aby uruchomić zmiany, które z czasem zmienią system naszych relacji w rodzinie, społeczeństwie, państwie, na świecie. Właśnie to, a nie szczepionka będzie prawdziwym uzdrowieniem. Natura wymaga jedności.

A na razie ona pokazuje nam, że stary trend wiecznej niezgody skończył się. Taka postawa doprowadziła nas do ślepej uliczki i pozostawi tam, dopóki z niej nie zrezygnujemy. To, co jeszcze wczoraj było zwycięską strategią, dziś prowadzi do porażki.

Nastąpił czas, by zmienić kurs. W nowym świecie silne wewnętrzne połączenie będzie głównym warunkiem i miarą sukcesu na wszystkich poziomach. Bez takiego połączenia wszystko się rozpadnie, pozostaną tylko ruiny. Zdając sobie z tego sprawę nauczymy się używać obu sił, obu przeciwieństw w nas samych tylko dla potrzeb jedności. I wtedy odniesiemy sukces. W tym celu zostaliśmy właśnie „wyzerowani” – aby było nam lżej uświadomić sobie swój problem i przystąpić do jego rozwiązania.

Myślę, że rok 2021 nie będzie jeszcze rokiem zwrotnym. Niech jednak stanie się rokiem świadomości i wciągnie nas w nurt integralnego, ludzkiego rozwoju. Najważniejsze, żeby nie zapomnieć: są rzeczy, których nikt za nas nie zrobi.