Artykuły z kategorii

Przeprowadzka: zmień swoje miejsce, zmień swój los

Amerykańskie społeczeństwo przeprowadza się. Według ostatnich badań, więcej niż jeden na pięciu dorosłych Amerykanów, czyli 22% populacji, przeniosło się lub zna kogoś, kto prawdopodobnie to zrobi w wyniku wpływu społeczno-ekonomicznego, jaki wywarł Covid-19. Firmy z Doliny Krzemowej, takie jak Google, Facebook, Twitter i inne, wysłały swoich pracowników do pracy z domu, przez co fizyczna bliskość do miejsca ich pracy jest nieistotna. Wysokie czynsze i obawy o bezpieczeństwo, to w wielu społecznościach główne powody dla rozważania relokacji – jest to widoczne w trendach wskazujących na tendencję do opuszczania miasta i zasiedlania terenów wiejskich. Czy to oznacza krok wstecz? Nie, proste życie zyskuje na popularności.

Cudownym, nieoczekiwanym efektem pandemii, widocznym w stylu naszego życia będzie otwarcie drzwi na prostsze, szczęśliwsze i bardziej satysfakcjonujące życie.

Mobilność, to cecha charakterystyczna Stanów Zjednoczonych. Według danych US Census Bureau, Amerykanie średnio zmieniają miejsce zamieszkania nie mniej niż 11 razy w ciągu swojego życia, głównie poszukując lepszych możliwości zatrudnienia. Ale relokacja z powodu pandemii ma w sobie coś szczególnego – to prawdziwy powrót do podstaw. Mieszkańcy obszarów miejskich coraz częściej rezygnują z dużych, stresujących i drogich miast, aby osiedlić się w cichych i sielskich wioskach, co jest zauważalnym trendem w Ameryce i Europie.

Dziesiątki lat temu ludzie przybyli z gospodarstw i wiosek do dużych miast, spodziewając się spełnienia swoich marzeń o postępie i zwiększonej mobilności. Obecnie, firmy zamykają się, a osoby, którym udało się utrzymać zatrudnienie zmieniają swój styl pracy z fizycznej obecności na zdalne zaangażowanie. Jakie zatem są korzyści z mieszkania na obszarach miejskich? Nie ma żadnych. Pandemia na dobre zmienia nasz styl życia. Będziemy coraz bardziej zdawać sobie sprawę, że przystosowanie do bardziej wirtualnego środowiska jest rzeczą pozytywną.

Kiedy populacja jest bardziej rozproszona i równomiernie rozmieszczona, wszyscy odnoszą korzyści – ekologia i ludzie. I odwrotnie, przeludnione miasta o dużym zagęszczeniu powodują stres w otaczającym ich środowisku i stanowią wyzwanie w zakresie efektywnego wykorzystania zasobów naturalnych, takich jak woda, energia i żywność. Na poziomie osobistym życie poza obszarami miejskimi jest łatwiejsze w zarządzaniu, przystępne cenowo i zdrowe.

Talmud babiloński mówi, że meshane makom, meshane mazal, co oznacza, że ​​zmieniając nasze miejsce, dosłownie zmieniamy nasze przeznaczenie. W rzeczywistości nasze warunki zewnętrzne wpływają na nasze priorytety i to, na czym koncentrujemy się w życiu. Odnosi się to również do wewnętrznej przemiany, która ma miejsce. Przejście na cichy, prosty styl życia sprawi, że poczujemy się lepiej, spokojniej i bardziej zrównoważeni. Dzięki temu będzie nam się łatwiej dogadać. Osiedlenie w miejscu z dużą ilością przestrzeni na domowy ogród warzywny i plac zabaw dla dzieci złagodzi stres związany z zanieczyszczoną i hałaśliwą betonową dżunglą.

Wszyscy czujemy się bezpiecznie wobec tego, co nam jest znane nawet, jeśli jest to dalekie od ideału; dlatego ludzie opierają się zmianom. Ale pandemia szybko prowadzi nas do głębokiej transformacji z jednej rzeczywistości do drugiej. Stopniowo zdajemy sobie sprawę, że nie ma powrotu, droga jest wyłącznie naprzód, w kierunku globalnego świata, w którym zanikają granice między nami.

Cały świat mamy na wyciągnięcie ręki. Od pracy, po komunikację interpersonalną i zakupy – wszystko jest w zasięgu ręki, w ciągu kilku sekund. Ktoś może zadzwonić po jakąkolwiek usługę z Ameryki i skontaktować się z przedstawicielem obsługi klienta w Indiach bez najmniejszego poczucia odległości. Naprawdę staliśmy się jedną globalną wioską.

Obszary metropolitalne pozostaną ośrodkami rozrywki, kultury, atrakcji turystycznych i nie tylko. Wielkie fabryki niezbędne do zaspokajania potrzeb społeczeństwa również będą kontynuowały działalność w dużych miastach, ale populacja będzie się rozpraszać w różnych kierunkach. Cudownym, nieoczekiwanym efektem pandemii, widocznym w stylu naszego życia, będzie otwarcie drzwi na prostsze, szczęśliwsze i bardziej satysfakcjonujące życie.

Źródło: https://bit.ly/2Gs4yOs


Szczepionka przeciw głupocie

каббалист Михаэль Лайтман Pogrążeni w drugiej fali koronawirusa wyraźnie widzimy, że nie prowadzimy wojny z nim, ale ze sobą. Za lawiną statystyk, którymi nas zarzucają, kryje się elementarny ludzki egoizm, który nie chce oddać władzy.

We wrześniu ponad pół tysiąca osób zmarło w Izraelu z powodu koronawirusa i jego konsekwencji. Staliśmy się krajem plagi – mimo tego, że cały świat ogarnęła pandemia, a prognozy są ponure.

Stopniowo obniża się średni wiek ofiar znajdujących się w ciężkim stani. „Wbrew stwierdzeniu, że zmarli z powodu chorób współistniejących, nowe badanie pokazuje, że bez „korony” żyliby, co najmniej pół roku dłużej” – powiedział prof. Ran Blitzer, szef departamentu działu badań w Funduszu Ubezpieczenia Zdrowotnego Clalit.

Jednak nie tylko ofiary muszą być brane pod uwagę. Trzeba też wziąć pod uwagę żywych ludzi, którzy znaleźli się z dnia na dzień w coraz bardziej zaciskającym się imadle. Wcześniej czy później, wszyscy będziemy musieli zastanowić się nad tym poważnie, co się dzieje i będziemy musieli wyciągnąć wnioski. To imadło nie rozluźni się za pomocą magicznej różdżki, albo szczepionki. Sytuacja jest o wiele bardziej krytyczna.

Chcemy tego czy nie, koronawirus zmusza nas do strasznej, nienawistnej konieczności – do troski o innych ludzi, na których nam nie zależy. Człowiek bezpośrednio zależny jest od otaczających go ludzi i ta zależność się nasila.

Wkrótce zobaczymy, że każdy przejaw naszej nieodpowiedzialności, każdy przykład obojętnej postawy, natychmiast wywołuje negatywną reakcję systemu, w którym wirusy i inne „naturalne” klęski „żywiołowe” są tylko czynnikami wpływu, nośnikami sygnałów. System nie wycofa się, ponieważ tego wymaga nasz rozwój.

Mam wielką nadzieję, że szybko przejdziemy obecny etap. W rzeczywistości zagraża nam bardzo ciężkimi „komplikacjami”, gdyż trudno jest dotrzeć do człowieka pogrążonego w zwykłym egocentrycznym obrazie świata. Nie słyszy, nie zauważa sygnałów z zewnątrz, dopóki ich moc nie stanie się destrukcyjna…

Czego nie słyszymy?

Nie słyszymy przesłania Natury: „Nie jesteście mądrzejsi ode mnie, silniejsi ode mnie. Jesteście moimi ukochanymi dziećmi, które osiągnęły próg dojrzałości. I dlatego musicie dostosować się do moich praw”.

Problem, który postrzegamy, jako koronawirus nie leży na poziomie biologicznym, a na poziomie relacji międzyludzkich – w najważniejszej i najbardziej zaniedbanej sferze naszego życia. Ludzie, którzy sieją nienawiść, są chronieni przez prawo. Głoszenie wrogości jest integralną częścią „wolności”. Musimy tylko ukryć się za „prawicowymi” hasłami: politycznymi, ideologicznymi, neoliberalnymi, religijnymi.

Inaczej być nie może: w egoistycznym społeczeństwie trzeba dać ujście nienawiści, aby nie wydostała się pod ciśnieniem, zmiatając wszystko na swojej drodze.

Ale ten „zawór” już nie działa. Negatyw płynie już wszędzie, a sytuacja tylko się pogarsza. Pora przejść do nowego społecznego paradygmatu, do nowych relacji, bez względu na to, jak utopijnie by ich nie przedstawiał nasz przekupiony, kłamliwy „racjonalizm”.

Spójrzcie: on nie jest już racjonalny. Jego rady są nieskuteczne. Izrael kierując się nimi, tylko grzęźnie coraz głębiej i głębiej wyprzedzając całą planetę, obwiniając polityków za katastrofę, ale oni dokładnie odzwierciedlają stan narodu.

Jak długo można ignorować oczywiste? Jak długo można nadeptywać na grabie w nadziei na inny wynik? Jak długo można napychać lekarstwami umierający stary świat? On umiera, dlatego że nadszedł jego czas. A my musimy patrzeć w przyszłość i budować nowy świat, póki jeszcze jest czas.

Nawet bogowie są bezsilni w walce z głupotą” – te słowa Friedricha Schillera, podchwycone przez Izaaka Asimowa, trafnie charakteryzują obecny stan. Nasi „bogowie” są pokonani i bezsilni, są na łożu śmierci, ale my automatycznie kontynuujemy przestrzeganie przestarzałych dogmatów. Pozbądźmy się wreszcie ich władzy. Spójrzmy w przód, a nie w tył.

W przeciwnym razie czeka nas agonia. Lekarze już ostrzegli, że koronawirus może rozprzestrzeniać się drogą powietrzną, nie tylko w mikrokropelkach, ale to jeszcze nie wszystko. W pewnym momencie okaże się, że nawet skafandry nie uratują nas przed nim. W rzeczywistości cierpimy z powodu wirusa niezgody między nami i on nie zna granic, przenika na wskroś przez wszelkie bariery, jak krótkie fale, których nasz sprzęt nie może przechwycić. Zarażamy się wzajemnie, emitując obojętność i nienawiść.

Oto, dlaczego kwarantanna stuprocentowo nie pomoże. Ona nas tylko „wypłucze”, wyczerpie, osłabi uścisk egoizmu, aby ludzie usłyszeli w końcu przesłanie Natury, przyjęli nakaz czasu. Nie ma innego wyjścia, możemy pozbyć się wirusów tylko wtedy, gdy oczyścimy relacje między nami.

Kochajcie się nawzajem” – mówi Natura – i wtedy nic was nie skrzywdzi. Nawet, jeśli myślicie, że to niemożliwe – dążcie do tego, „wiosłujcie”, zmierzajcie do tego z całej siły. A ja pomogę. Tak samo rodzice pomagają dzieciom w pokonywaniu trudności na drodze do dorastania.

Przełomowy moment

Co robimy dzisiaj? Sami otwieramy drogę wirusowi, dlatego że nie jesteśmy w stanie dojść do porozumienia, pomyśleć o sobie nawzajem, o tym, co najważniejsze, dlatego że przez naszą bezduszność przenosimy infekcję za pośrednictwem wewnętrznych kanałów ogólnoludzkiego systemu. Zamiast filtrować, blokować wirusa niezgody, otwieramy się na niego, stajemy się wobec niego bezbronni.

Przecież negatywne myśli i uczucia reprezentują „najwyższy” wirusowy poziom, w który „ubierają się” wirusy niższego rzędu. Można powiedzieć, że jest to „protoplasta” wszystkich wirusów, podstawowa wada systemu.

Nikt nie może sam się przed nim obronić. Trzeba się jemu przeciwstawiać wspólnym wysiłkiem, współdziałaniem, wspólną gotowością do wzniesienia się ponad siebie, dla dobra innych. I wtedy nasza matka Natura pomoże nam. Ponieważ będzie to już dojrzałe podejście do życia i do siebie nawzajem.

Ale na razie jesteśmy głusi na wezwanie Natury. Świat rozpada się i nie rozumie, co się dzieje. Konsekwencje są łatwe do wyobrażenia: w warunkach narastającego kryzysu wszyscy będą myśleć tylko o sobie. Światowy handel załamie się, łańcuchy produkcyjne zostaną przerwane, dostawy żywności zostaną zakłócone lub przerwane, konflikty społeczne i międzynarodowe rozkwitną bujnymi kolorami. Przed nami nie recesja, a otchłań!

I to nie wirus jest winny, ale nadęte, nieokiełznane ludzkie ego. Z nim musimy walczyć, cały świat musi. Wszystkie nasze kłopoty pochodzą od niego. Przyznajmy choćby to na początek, zastanówmy się nad tym. Prawidłowa diagnoza, to jedyna droga do uzdrowienia.

Głupio jest zaprzeczać temu, co niezwykłe, co nie od razu mieści się w głowie. Przecież, jeśli doszliśmy do krytycznej sytuacji i nie jesteśmy w stanie jej rozwiązać, to znaczy, że coś umyka naszej uwadze. Jest coś, czego nie bierzemy pod uwagę.

Nie uwzględniamy Natury, która ustaliła prawa rozwoju. Oczywiście, można też usłyszeć je na kolanach, na łopatkach. Ale to nie są jej metody – to są nasze metody. W rzeczywistości nic poza egoizmem nie przeszkadza nam już teraz zmienić biegu wydarzeń.